wtorek, 4 sierpnia 2015

|02|. DRAMIONE: "Powiesz mi, co się stało?"

– Granger, ocknij się w końcu! Na brodę Merlina, Granger!
Leniwie podniosła powieki. Dopiero po chwili dotarło do niej, że leży na posadzce, a nad nią pochyla się Ślizgon. Nie rozumiała, jak znalazła się w tym miejscu. Pamiętała tylko, że wskoczyła do wody. Podniosła się nieco słysząc westchnienie. Jej wzrok natrafił na czarną mokrą szatę, bluzkę i ciemne spodnie.
– Malfoy! To, że mdleję nie znaczy, że możesz mnie całkowicie rozbierać!
– Próbowałaś się zabić – warknął, a po chwili dodał znacznie spokojniej: – A poza tym, z tego co widzę, to masz na sobie jeszcze bieliznę.
Popatrzyła na niego niezadowolona.
– Trzeba było pozwolić mi umrzeć – syknęła i ponownie rzuciła się do wody, jednak tym razem chłopak był szybszy i złapał ją, nim zdążyła się zanurzyć. Walczyli ze sobą przez chwilę. Dziewczyna wyrywała się i kopała, jednak była zdecydowanie słabsza i już po chwili szamotaniny jej nadgarstki były szczelnie zamknięte w dłoniach blondyna.
– Puszczaj! Zostaw mnie w spokoju!
– Nie pozwolę ci umrzeć, Granger.
Obrzuciła go wściekłym spojrzeniem i szarpnęła się jeszcze kilka razy. Zrezygnowała jednak, kiedy chłopak stanowczo płynął ku brzegu. Pozwoliła wyciągnąć się z basenu, a wtedy, korzystając z chwili nieuwagi, zaczęła okładać go pięściami po torsie.
– Wszystko psujesz – warknęła. – Nie mogę już zrobić niczego, co chcę! Ciągle coś komuś nie pasuje!
Stał nieruchomo przez dłuższą chwilę, pozwalając jej na wyładowanie złości. W końcu unieruchomił jej ręce, mówiąc coś, co zabrzmiało jak: „dość!”. Nie obchodziło jej to.
– Wiem, jak ci źle. Aż za dobrze wiem.
– Nic nie wiesz! – wrzasnęła Hermiona, a z jej oczu popłynęły kolejne łzy.
– Prosiłem cię już, żebyś się nie wypowiadała, jeśli o czymś nie masz pojęcia.
– To w końcu powiedz! Chowasz się za tą maską opanowania, chłodu, arystokracji i wymagasz ode mnie, żebym wiedziała coś, czego w żaden sposób nie pokazujesz! Dodatkowo jesteś wredny, cyniczny i samolubny. Obchodzi cię tylko twoje ja!
Cały czas patrzyła na jego twarz, która była zła, wściekła.
– A ty chcesz, żebym mówił o rzeczach, których wolę nie pamiętać. Jesteś wredną, wiecznie wchodzącą w nie swoje sprawy zarozumiałą Gryfonką! A do tego trzeba cię pilnować, żebyś nie zrobiła czegoś głupiego! – odpowiedział, patrząc na nią równie wściekłym wzrokiem.
– Zacznij ufać – mruknęła, zadzierając głowę jeszcze wyżej i spoglądając mu w oczy.
– Nie ma już na tym świecie osób, którym najbardziej ufałem! Druga Bitwa o Hogwart zabrała mi ich wszystkich! Nie mów, że wielu rzeczy nie wiem, bo jej skutki odbiły się na mnie najbardziej. Ciężko mi nazwać kogoś prawdziwym przyjacielem, a po zakończeniu szkoły będę nikim. Zapewnił mi to ojciec siedzący w Azkabanie i Mroczny Znak na ręce. – Jego dłoń drgnęła. – Próbuję się odnaleźć po tym wszystkim, ale samemu jest cholernie ciężko, a nikt w tej szkole nie pomaga!
Dziewczyna uśmiechnęła się blado. Malfoy zdejmował swoją zbroję, zapewne nieświadomie i przypadkiem, ale ona znów widziała w nim człowieka, a nie zarozumiałego Ślizgona.
– Bitwa – westchnęła, spuszczając wzrok.
– Z tobą też się nie obeszła najłaskawiej – zauważył, a z jej oczu pociekły kolejne łzy.
Bitwa zabrała wszystko, co w jej życiu było najcenniejsze: przyjaźń, rodzinę, nawet cząstkę jej samej… i najbardziej błahą rzecz… zapał do nauki.
– Wolę o tym nie wspominać.
Chłopak kiwnął ze zrozumieniem głową, przyciągając ją lekko do siebie i obejmując. Poddała się, przylegając do jego torsu. Była… bezpieczna. Zaskoczyła ją ta myśl, jednak nie odsunęła się. Myślenie zostawi na później. Dłuższą chwilę rozkoszowała się tym uczuciem; nie była już sama. W końcu podniosła głowę, pytając ledwo dosłyszalnym szeptem:
– Malfoy?
– Tak? – drgnął, słysząc głos Granger.
– Powiesz mi, co się stało?
Cisza.
Dziewczyna myślała, że nigdy nie doczeka się odpowiedzi; wiedziała, że stoi na krawędzi. Jeśli powie o jedno słowo za dużo, blondyn odwróci się i wyjdzie, tak jak ostatnim razem… ale musiała spróbować. Zdejmował swoją zbroję… Chciała, żeby choć raz pozbył się jej w całości.  Zdawała sobie sprawę, że kiedy opuści to pomieszczenie, założy ją na nowo i nie pozwoli nikomu jej już ściągnąć.
– Nie wiem, czy chcesz tego słuchać… To nie jest przyjemna historia – usłyszała, kiedy straciła już wszelką nadzieję na uzyskanie odpowiedzi.
– Chcę… – odpowiedziała z namysłem. Nastała kolejna, zbyt długa, chwila milczenia.
– Ja… Niewiele osób pamięta, że miałem siostrę... Bitwę i czas bezpośrednio przed nią każdy chce wyprzeć z pamięci… Olivia Elena była rok młodsza ode mnie, rodzice wysłali ją do Francji, kiedy miała cztery lata i od tamtego czasu rzadko się widzieliśmy. Matka bardzo chciała, by wychowywała się wśród wili, których krew uwidoczniła się u niej najbardziej. Później poszła do Beauxbatons i tam się uczyła… Czarny Pan ściągnął ją do Malfoy Manor, kiedy byliśmy na szóstym roku. Groził, że ją zabije, jeśli nie będę wykonywał jego poleceń… Wiedział, jak bardzo mi na niej zależy… więc robiłem wszystko, co kazał. Zresztą… sama wiesz, jak to było. Następne wakacje udawaliśmy przed nim, że jesteśmy jego sługami, wykonując wszystkie niedorzeczne polecenia. W chwilach spokoju rozmawialiśmy, robiliśmy wiele głupich rzeczy… Po prostu nadrabialiśmy czas, który nam zabrano jako rodzeństwu. Rok temu Czarny Pan pozwolił jej pójść do Hogwartu. Chciał mieć wszystkich na oku i pod ścisłą kontrolą. To był chyba najlepszy rok, jaki tutaj spędziłem pomimo całej tej otoczki… Była Liven, osoba, której ufałem, jedyna, która wszystko rozumiała. W czasie bitwy… zgubiłem ją z oczu tylko raz i… i zniknęła – zamilkł, by po chwili odetchnąć i mówić dalej: – Nigdzie nie znaleziono jej ciała, nie znaleziono też Olivii... żywej… Nikt nie wie, co się z nią stało. Matka szalała z rozpaczy. Niedługo potem ojca zabrało ministerstwo i zamknęło go w Azkabanie z innymi śmierciożercami. Właśnie wtedy w domu rozpętało się prawdziwe piekło… Przez prawie miesiąc mieszkanie w Malfoy Manor było koszmarem. Matka całkowicie zwariowała, nikt nie dawał sobie z nią rady… Aż pewnego dnia, kiedy udało mi się nakłonić Zezempilo ze Świętego Munga, żeby przyjechał ją zobaczyć… Wtedy… znaleźliśmy ją martwą. Prawdopodobnie wypiła śmiertelną mieszankę eliksirów. Poza mną, tobą i grupą kilku najlepszych uzdrowicieli nikt nie wie, jak zmarła. – Chłopak ponownie zamilkł. – Po pogrzebie dotarło do mnie, że nie mam już nikogo. Żeby nie zrobić niczego głupiego, zająłem się remontem… To naprawdę pozwoliło mi nie myśleć o tym, co się wokół działo.
Dziewczyna obserwowała przez chwilę jego nieruchomą twarz. Wydawało jej się, że chłopak całkowicie zniknął w swoim świecie. Domyśliła się, jak pełny był bólu i rozpaczy. Rozumiała go, choć blondyn nawet o tym nie wiedział. Też straciła całą swoją rodzinę; co gorsza, sama się do tego przyczyniła. Wtuliła się bardziej w jego objęcia, powstrzymując łzy.
– Nie wiedziałam… – bąknęła cicho.
– Och, Granger. Nie masz się czym przejmować, nie było cię – mruknął, odsuwając ją od siebie. Położył swoje dłonie na jej ramionach i spojrzał w twarz. – Już lepiej?
– Mhm – przytaknęła. – Już późno – dodała szybko, zbierając swoje rzeczy z podłogi.
– Nikt się o tym nie dowie? – upewnił się Ślizgon, idąc w stronę swojego dormitorium.
– Oczywiście, że nie – odpowiedziała szybko Hermiona. – Malfoy, chyba nie myślisz, że chciałabym komukolwiek mówić o tym, że umawiam się ze Ślizgonem.
Posłał jej szeroki uśmiech i dziewczyna czuła, jak obserwuje ją wyciągającą różdżkę z wgłębienia w murze i otwierającą drzwi. Nim jednak zdążyła przez nie przejść, usłyszała:
– Nie pozwolę ci umrzeć, pamiętaj o tym, Granger. Dałem słowo.
– Dzięki, Malfoy. Nigdy nie pomyślałabym, że będę miała ochroniarza w twojej osobie – odpowiedziała sarkastycznie, odwracając się.
Chłopak zaśmiał się i zniknął w swojej łazience. Hermiona czym prędzej zrobiła to samo.
Wysuszyła mokre ubrania kilkoma ruchami różdżki i ułożyła je na szafce. Następnie otarła się ręcznikiem i zakładając piżamę weszła do dormitorium.
Rozłożyła się wygodnie na łóżku i zaczęła czytać jedną z leżących przy nim książek. Jednak jej głowę ciągle zaprzątały myśli związane z minionym dniem. Była na siebie zła, że pozwoliła na całą tę sytuację z Ronem.
Dobrze wiedziała, że po ich zerwaniu będzie ciężko, ale nie spodziewała się, że aż tak. Była na niego wściekła, myślała, że wiele sobie wyjaśnili i chłopak dobrze ją zna, jednak bardzo się pomyliła. I nigdy... przenigdy nie spodziewałaby się, że nazwie ją szlamą. Wiele razy słyszała to określenie od Ślizgonów, ale nigdy od swoich przyjaciół. Bolało ją to, co powiedział – że nic nie wie, że nigdy nie pomagała… To tylko dzięki niej nie wyleciał jeszcze z eliksirów i innych przedmiotów. Wiecznie chciał, by udzielała mu rad, by mu pomagała. Siedząc z podwiniętymi nogami obiecała sobie, że nigdy więcej w niczym mu już nie pomoże; od tej chwili, będzie musiał radzić sobie sam. Odetchnęła głęboko, ocierając łzy. Nadal część niej mówiła, by wróciła do łazienki i się utopiła. Po co miała żyć, skoro wszystko w jej życiu sukcesywnie się waliło? I sama się do tego przyczyniała.
„Nie pozwolę ci umrzeć, pamiętaj o tym, Granger”, usłyszała w swojej głowie. Malfoy. Nie rozumiała, w co pogrywał. Nie wiedziała, czy wchodzenie w tę grę to dobry pomysł, ale na zastanawianie się chyba było już za późno. Otworzył się przed nią, ściągnął zbroję, maskę, za którą na co dzień się chował. Pokazał jej, że też potrafi być człowiekiem. Dziewczyna uśmiechnęła się na tę myśl.
Jednak jej uśmiech szybko zbladł, kiedy uświadomiła sobie, jak dużo wiedziała. I, jakim cudem, do połowy października nikt nie powiedział ani słowa o tragediach Malfoyów. Przecież arystokracja musiała wiedzieć…

I wiedziała. Hermiona zorientowała się, kiedy obserwowała Ślizgonów na lunchu kilka dni później. Parkinson, Zabini i Malfoy w milczeniu jedli posiłek przy stole po drugiej stronie Wielkiej Sali, kiedy nadleciały sowy.
Dziewczyna nie spodziewała się żadnego listu, więc nie zdziwiło jej to, że ani jeden ptak nie zatrzymał się przed nią. Rozejrzała się z ciekawości po pomieszczeniu, obserwowała twarze innych uczniów. Pierwszorocznym oczy świeciły się ze szczęścia na widok paczek od rodziców, kilkoro starszych wybiegło z przerażeniem, trzymając w dłoniach wyjca, inni śmiali się i wymieniali podarunkami. Brązowowłosa przeniosła swój wzrok na stół Sytherinu, gdzie emocje były podobne, jednak jej uwagę przykuła trójka siedząca naprzeciwko niej.
Zabini właśnie uwalniał sowę od przyczepionego do nóżki listu, podobnie jak uśmiechnięta Parkinson, za to blondyn zerknął na nich i z wyraźnie gorszym nastrojem powrócił do jedzenia. Po chwili siedząca obok niego dziewczyna pochyliła się i powiedziała mu coś do ucha, a uśmiech z jej twarzy zniknął. Z ruchu warg Hermiona odczytała coś, co wyglądało jak: „brat”, „list” i „niezadowolony”. Malfoy zerknął w jej stronę, kiwnął głową i odwrócił wzrok, wracając do rozmowy z przyjaciółmi. Granger zmarszczyła brwi, intensywnie myśląc.
Bardzo szybko wyciągnęła wnioski z sytuacji, którą zobaczyła. Dokończyła posiłek i zabierając torbę, wyszła z Wielkiej Sali.

– Hermiona! – Dziewczyna usłyszała krzyk niedaleko miejsca, w którym siedziała. Podniosła głowę, gdy zauważyła biegnącą w jej stronę rudowłosą. Ginny miała przemoczoną szatę, a z włosów kapała woda.
– Powinnaś zabierać ze sobą parasol albo rzucać odpowiednie zaklęcia ochronne, bo jeszcze się przeziębisz, Gin – powiedziała z uśmiechem, przesuwając się tak, by przybyła miała gdzie usiąść.
– Mogłaś nie wychodzić na zewnątrz w taką ulewę – odpowiedziała jej Gryfonka, wykręcając włosy i chowając się przed deszczem w niewielkiej wnęce. Wyciągnęła różdżkę i  machnęła nią kilka razy doprowadzając się do porządku, po czym z rezygnacją opadła na ławkę.
– Co jest?
– Właśnie miałam zapytać cię o to samo. Nie odzywasz się do nas od jakiegoś czasu, nie wiemy, co się z tobą dzieje. Znasz Harry'ego, zamartwia się o ciebie.
– I to on cię tu przysłał – odgadła Hermiona. – Możesz mu powiedzieć, że nic mi nie jest. To mój ostatni rok i chcę go zdać jak najlepiej.
Uśmiechnęła się lekko, jednak niewystarczająco, by przekonać przyjaciółkę. Nie miała ochoty na rozmowę. Prawdą było to, że nie odzywała się do nich w ostatnim czasie. Zaczęła za to więcej czytać, robiła dodatkowe notatki i sporo się uczyła. To była jej ucieczka od świata. Oczywiście poza wieczorami spędzonymi w Prywatnej Łazience Prefektów Naczelnych, gdzie chowała się przed całym światem, nawet tym związanym z nauką… gdzie przez chwilę mogła być naprawdę sobą.
– Nie mówisz mi wszystkiego.
– Może tak, może nie. Gin, dobrze wiesz, że jeśli będę chciała, to ci… wam powiem. I dobrze wiesz, że do niczego mnie nie zmusisz. Słyszałaś, co zrobił Ronald i nie mam zamiaru mu tego wybaczać. A poza tym… macie za niedługo mecz z Puchonami i ciągle tylko to zajmuje wam głowy, więc zajmijcie się taktyką i treningami, w końcu wszyscy chcemy by Gryffindor wygrał – powiedziała i powróciła do czytania książki.
Kątem oka zauważyła, że rudowłosa wstaje i urażona odchodzi. Westchnęła.

Szła właśnie korytarzem z lekcji transmutacji. Kolejne miały być eliksiry. Zżerała ją ciekawość, co profesor Slughorn przygotował na dzisiaj. Z lekcji na lekcję zadawał coraz trudniejsze zagadnienia, strasząc ich OWTMami. Hermiona radziła sobie ze wszystkim bezbłędnie, w odróżnieniu od Harry'ego czy Rona. Nie rozumiała dlaczego dla nich nadal najważniejszy był quidditch… Przecież sport nie gwarantował im stałej pracy, dochodu tak ważnego, skoro planowali założyć rodziny.
– Czy mi się wydaje, czy to …? – usłyszała za sobą żeński głos.
– Przecież to tylko Granger, Pansy, daj już spokój.
– Przecież tak chciałam powiedzieć! – oburzyła się dziewczyna.
Brązowowłosa przyspieszyła kroku, nie chcąc słyszeć tej wymiany zdań. Wolała nie przypominać sobie, co na jej temat myślą Ślizgoni. Gwałtownie skręciła w boczny korytarz, prawie wpadając na roześmianą grupkę uczniów. Rzuciła im ostrzegawcze spojrzenia i, kiedy zniknęli za rogiem, schowała się za jednym z posągów. Oddychając spokojnie nasłuchiwała coraz głośniejszych kroków.
– Pansy…
– Nie, Draco. Robię to dla siebie i dobrze o tym wiesz. Może Blaise…
– Ej, ja cały czas tutaj jestem! Sam mogę mówić za siebie. Jasne, że chcę to jakoś odbudować, w końcu wszyscy jesteśmy w podobnej sytuacji. Ale Smok ma z nas najgorzej. Jak coś to pomogę ci, stary.
– Póki co moglibyśmy się pospieszyć. Spóźniający się prefekci? Kto to widział?
Hermiona nadal stała nieruchomo za wielkim posągiem, nasłuchując, jak trójka Ślizgonów odchodzi w głąb korytarza. Wychyliła się lekko, by sprawdzić, czy nikogo nie ma i wyszła ze szczeliny. Odetchnęła z ulgą; udało się, nikt jej nie zauważył. Ruszyła przed siebie pewnym krokiem. Malfoy, Zabini i Parkinson znów coś ukrywali, snuli plany, o których ona nie miała pojęcia. A co, jeśli dotyczyły jej osoby? Jej rozmyślania bardzo szybko przerwał męski głos.
– Tutaj jesteś, Granger.
– Malfoy, co znowu? – westchnęła przeciągle, zaplatając ręce na piersi i niewzruszenie idąc w stronę sali.
– Uważam, że nie powinnaś siedzieć z Weasleyem.
– Co proszę?
– Po tym, co ci ostatnio zrobił nie będę patrzył, jak się męczysz – odpowiedział ledwo dosłyszalnie.
– To odwróć się w drugą stronę, jakiś problem? – ściszyła również głos, poirytowana, że wspomina o tym przy wszystkich uczniach.
– Wielki. Siedzisz ze mną na eliksirach.
Obrzuciła go spojrzeniem mówiącym, że i tak jej do tego nie zmusi., choć była gotowa przystać na jego propozycję. Z drugiej strony zżerała ją ciekawość, jak Malfoy miał zamiar to zrobić nie wzbudzając niczyich podejrzeń.
Chłopak wyprzedził ją i mruknął coś, co zabrzmiało jak: „czyżby?”. Wzruszyła ramionami idąc powoli. Pod salą zauważyła, jak blondyn rozmawia ze swoimi przyjaciółmi gwałtownie gestykulując. Kilka minut później profesor Slughorn zaprosił ich do pomieszczenia. Uczniowie leniwie sadowili się na swoich miejscach, gdy dziewczyna z grymasem położyła torbę na swoim stałym miejscu między Ronem a Harrym, ignorując ich rozmowę. Nauczyciel wygłosił krótkie przemówienie na temat pracy, jaką mają wykonywać przez najbliższe tygodnie – ich test przed OWTMami i dodatkowo zadał esej na trzy rolki pergaminu. Po sali rozległ się cichy pomruk niezadowolonych uczniów. Nikt nie chciał pracy domowej na weekend. Nim jednak pozwolono im zabrać się do pracy w sali, rozległ się głos Malfoya:
– Panie profesorze – powiedział spokojnie i odczekał, aż nauczyciel odwróci się w jego stronę – sporo myślałem nad tym, co powiedział pan na ostatnim spotkaniu Slytherinu… i doszedłem do wniosku, że jako Prefekt Naczelny powinienem dać przykład domowi Salazara… Chciałem… oczywiście za pana zgodą, profesorze, by Granger zajęła dawne miejsce Pansy na lekcjach eliksirów. – Ślizgonka siedziała teraz dumnie na krześle obok. – Mam nadzieję, że to nie będzie wielki kłopot zważywszy na to, że przy naszym stole jest jedno stanowisko wolne.
W pomieszczeniu zapanowała idealna cisza, a uczniowie obu domów z wytrzeszczonymi oczami spoglądali raz na blondyna, a raz na Gryfonkę. Profesor Slughorn szybko otrząsnął się z zaskoczenia i z entuzjazmem wskazał puste miejsce obok Ślizgona.
– Panno Granger, proszę, abyś zajęła wskazane stanowisko.
– Oczywiście. – Dziewczyna wstała i zdecydowanie podeszła do Malfoya. – Z największą przyjemnością – dodała cicho z jadem w głosie, ignorując pytające spojrzenia Gryfonów, a w szczególności Harry'ego i Rona.
– I jest aż tak źle? – szepnął blondyn w połowie lekcji.
– Jest koszmarnie.
– Nie przesadzaj, Granger. Ja mam świetny ubaw patrząc, jak męczy się Weasley.
– Jesteś… okropny, Malfoy – warknęła dziewczyna, zerkając na rudzielca. Drapał się po głowie, mamrocząc coś cicho i pochylając nad książką. Gdyby nie to, że stała pomiędzy Ślizgonami, zaśmiałaby się. To był naprawdę zabawny widok. Zastanawiała się, jak poradzą sobie jej przyjaciele, kiedy nagle zostali bez jakiejkolwiek pomocy…
Jednak rozmyślania przerwała jej siarczyście klnąca pod nosem osoba. Hermiona zerknęła w prawo – wywar w kociołku Parkinson przybrał kolor zgniłej zieleni.
– Wystarczy zamieszać dwa razy w lewo i raz w prawo – szepnęła brązowowłosa.
– Nie prosiłam cię o radę – odpowiedziała tamta, ale kątem oka Gryfonka widziała, jak Ślizgonka wykonuje jej polecenie, a kolor cieczy wraca do poprzedniego stanu. – Nie będę ci za to dziękować – dodała.
Wzruszyła ramionami i powróciła do studiowania przepisu w książce.
Kiedy pod koniec zajęć zakończyła pracę, uporządkowała swoje stanowisko i zabezpieczyła je, by nikt nie zniszczył zawartości kociołka.
Profesor Slughorn po kilku minutach ogłosił koniec lekcji i uczniowie szybko opuszczali salę.
– Panno Granger! – zawołał nauczyciel, kiedy dziewczyna wychodziła na korytarz.
– Tak, panie profesorze?
– Mam nadzieję, że nie będzie ci przeszkadzała praca wśród moich podopiecznych. Bardzo nam zależy na poprawie stosunków między domami, tym bardziej teraz, po bitwie.
– W porządku, poradzę sobie – odpowiedziała przez zaciśnięte zęby. Skinęła głową na pożegnanie i wyszła.
Nie miała ochoty na kolejne godziny spędzone w wieży Gryffindoru, więc swoje kroki skierowała ku wyjściu z zamku. Rozkoszując się ostatnimi ciepłymi i słonecznymi dniami ruszyła przez błonia, wdychając świeże powietrze. Zatrzymała się na niewielkim molo tuż przy Zakazanym Lesie.
Zastanawiała się, w co grał Malfoy. Nie podobało jej się, że tak łatwo dała się w to wszystko wciągnąć. Myślała nad ceną, jaką będzie musiała za to wszystko zapłacić. Ale czy było jeszcze coś, co mogła stracić? Czy nie straciła już wszystkiego? Zabrakło przecież przyjaciół, rodziny, marzeń czy nadziei, pozostała jej tylko wiedza, którą posiadała. A tego nikt nie mógł jej zabrać. Chyba, że Malfoy planował wyczyścić jej pamięć, a o to go nie podejrzewała. Westchnęła przeciągle, zanurzając stopy w zimnej wodzie i wspominając dzisiejszy dzień. Na zaklęciach bezbłędnie zdała test, który przygotował dla nich nauczyciel, dostała Wybitny z ostatniej pracy domowej z transmutacji, co również nie odbiegało od normy. Na innych przedmiotach właściwie nic się nie działo… no, poza eliksirami. Jakim cudem pozwoliła posadzić się obok Malfoya? Oczywiście, zwyciężyła w niej chęć uzyskania nowych informacji na jego temat. Śmiał się bezczelnie z nieudolnych prób uwarzenia eliksiru przez Harry'ego i Rona, choć ten ostatni naprawdę wyglądał zabawnie próbując rozszyfrować składniki. Hermiona zaśmiała się cicho.
Nie powinna być dla niego taka niemiła, był jej przyjacielem… kiedyś. Uderzyła stopami o taflę wody, wprawiając ją w lekki ruch i obserwowała, jak fala rozchodzi się po jeziorze. Może w końcu powinna pogodzić się z przeszłością i zacząć od nowa? Może to był sposób, by uwolniła się od tego wszystkiego?
Jej myśli jednak szybko zeszły na bardziej realny poziom. Nie dało się zerwać z tym wszystkim – ciągle postrzegano ją jako jedną z tej trójki, kujonkę z Gryffindoru, a dla Ślizgonów nadal pozostawała szlamą. Pewnych rzeczy na pewno nie uda jej się zmienić, ale czy z pozostałymi nie można by chociaż spróbować?
Hermiona zastanawiała się, co powinna teraz zrobić, skoro zamierzała zmienić swoje życie o sto osiemdziesiąt stopni.
– Granger – usłyszała nad sobą. Nie podniosła nawet głowy rozpoznając rozmówcę.
– Parkinson.
– Tak, właśnie ja. Przyszłam z tobą pogadać.
Brązowowłosa podniosła brew, zaskoczona. Ślizgonka usiadła obok niej zdejmując buty i również mocząc nogi w wodzie.
– Na początek chciałam podziękować za pomoc na dzisiejszych eliksirach. Coś zmaściłam i gdyby nie ty, Granger, oblałabym.
– Jesteś pierwszą osobą, która podziękowała mi za pomoc – zaśmiała się Gryfonka. – W życiu nie podejrzewałabym, że pierwszy będzie Ślizgon!
– Dużo się zmieniło, Granger – westchnęła Parkinson. – Bitwa była przełomowym momentem dla wielu osób. Myślę, że nie skłamię, jeśli powiem, że najbardziej odbiło się na nas… młodych arystokratach. Służyliśmy Czarnemu Panu, wzorując się na rodzicach czy rodzeństwie. Wychowywano nas w przekonaniu, że będziemy mu oddani.  Dopiero po bitwie do wielu z nas dotarło, jak wiele zła wyrządziliśmy. Straciliśmy bardzo dużo: rodziny, przyjaciół i tak ważną dla nas reputację…. Chcemy, żeby przestano nas odbierać jako wrednych i chamskich Ślizgonów… Bo już tacy nie jesteśmy… przynajmniej niektórzy z nas – sprostowała szybko.
– Dlaczego akurat mnie to mówisz?
– Bo jesteś mądrą czarownicą. Miałam nadzieję, że zrozumiesz, Granger. Widziałam cię po bitwie, nie wyglądałaś najlepiej. Nawet ślepy by zauważył, że ostatnio nie dogadujesz się z Wiewiórem i Potterem. Pomyślałam, że… że warto spróbować. – Czarnowłosa westchnęła i zamilkła na dłuższą chwilę. Hermiona nie wiedziała, jak powinna się zachować, więc również milczała. Parkinson odchrząknęła: – Widzisz, Granger… mój ojciec zginął przed moimi narodzinami… Zabił go ktoś z Zakonu Feniksa. Matka, by go pomścić, wstąpiła w szeregi śmierciożerców, podobnie jak mój najstarszy brat kilka lat później. Oboje zginęli podczas drugiej Bitwy o Hogwart, a nazwisko Parkinson nikomu nie kojarzy się dobrze od kiedy okazało się, że członkowie tej rodziny służyli Czarnemu Panu. Razem z Calebem, jedyną rodziną jaka mi pozostała, próbujemy jakoś dać sobie radę. Mój brat jest jednym ze sprzedawców na Pokątnej, choć często znika bez słowa.  Ja natomiast kończę szkołę. Łudzę się, że dobre wyniki w czymś mi pomogą.
– Został ci jeszcze Malfoy i Zabini.
– Oni też wiele stracili i jest im równie ciężko. Razem próbujemy dać sobie jakoś radę, choć to nie jest łatwe.
Dziewczyna zamilkła. Gryfonka pochyliła głowę, uderzając stopami o taflę wody. Doskonale rozumiała, co czuła Parkinson. Powróciły do niej dobrze znane uczucia pustki, osamotnienia i smutku.
– Nawet nie wiesz, jak dobrze cię rozumiem, Parkinson. W czasie ostatniego roku straciłam rodziców, przyjaciół i wszystko, co było dla mnie ważne. Nie wiem, czy kiedykolwiek wybaczę sobie to, że sama usunęłam rodzicom z pamięci każde wspomnienie o mnie. – Otarła napływające do oczu łzy wierzchem dłoni i westchnęła. – Wolę tego nie wspominać.
– Przykro mi, Granger. – Hermiona zaskoczona uniosła brwi. Odwróciła się w stronę rozmówczyni. – Nie zrobiłaś tego bez powodu – mruknęła Ślizgonka.
– Czy wszystkie czarownice czystej krwi mają tak rozwiniętą intuicję? – zaśmiała się brązowowłosa.
– Też to zauważyłaś? – uśmiechnęła się entuzjastycznie. – Planuję studia na czarodziejskim Uniwersytecie Psychologii. Szukam tematu na projekt, który jest warunkiem, żeby się na niego dostać.
– Przecież to świetny, oryginalny pomysł! Parkinson, nawet ci pomogę.
– Żartujesz?
– Ani trochę – odpowiedziała Hermiona, z poważną miną obserwując reakcję Ślizgonki.
Ta tylko uśmiechnęła się, po czym rozpoczęły rozmowę, wymieniając się informacjami i tytułami książek na interesujące je tematy. Granger była pod wrażeniem  jak inteligentną znalazła rozmówczynię. Nim się zorientowały, słońce zaczęło znikać za horyzontem, pozostawiając na wodzie złote, żółte i pomarańczowe promienie, które, odbijając się od drgającej tafli, rzucały ostatnie błyski w stronę Hogwartu. Od Zakazanego Lasu zaczynał wiać lekki chłodny wiatr.
Dziewczyny założyły buty, zabrały swoje rzeczy i ruszyły do zamku, powoli idąc przez błonia. W wejściu pożegnały się skinięciem głowy i każda odeszła w swoją stronę.
Hermiona przeszła przez Pokój Wspólny, ignorując spojrzenia wszystkich w pomieszczeniu. Kątem oka widziała, jak Harry przyciszonym głosem tłumaczy coś drużynie skupionej wokół stolika. Całkowicie zapomniała o jutrzejszym meczu. Już dawno postanowiła, że i tak na niego nie pójdzie. Nie chodziło nawet o to, że nie miała ochoty, czy to, że nienawidziła quidditcha bardziej niż czegokolwiek innego na świecie.
Siedzenie na trybunach przypominało jej wszystkie te chwile, które spędziła kibicując swoim przyjaciołom, których teraz nie miała. Nie potrafiła sobie wyobrazić siebie biegnącej w stronę drużyny, rzucającej się jej kapitanowi na szyję i krzyczącej: „Harry! Harry, tak się cieszę!”, albo stojącej na trybunach i ekscytującej się każdym zdobytym punktem. Nie potrafiła już tak, nie chciała też po raz kolejny wracać do wspomnień.
Weszła do swojego dormitorium, odstawiła torbę na biurko i zaczęła wyciągać z niej wszystkie książki. Westchnęła widząc, ile prac domowych zadano tego dnia. Zabrała jeden z najbardziej opasłych tomów i położyła go na łóżku. Z pidżamą w ręku zniknęła na pół godziny w łazience. Wróciła z niej z lekkim uśmiechem i mokrymi włosami. Zaplotła je w gruby, luźny warkocz i ułożyła się do snu. Sięgnęła po lekturę i zaczęła ją czytać, podjadając czekoladę. Po czterech godzinach zmęczona odłożyła tom, jednym machnięciem przygasiła światło w pomieszczeniu, po czym przewróciła się na prawy bok, zwinęła w kłębek i zasnęła.

Obudziły ją promienie słońca mocno łaskoczące po twarzy. Niezadowolona przewróciła się na drugi bok, naciągnęła kołdrę po uszy, zacisnęła powieki i znów zasnęła.
Dopiero pół godziny później Hermiona wstała z łóżka, przeciągnęła się leniwie i powoli ruszyła w stronę łazienki. W drodze rozplotła pozostałości warkocza i przeczesywała włosy palcami. Obmyła twarz wodą, założyła białą bluzkę, ciemne spodnie i szatę szkolną z odznaką Prefekta Naczelnego. Zawiązała krawat na szyi, wsunęła nogi w wygodne baleriny, po czym ostatni raz przeczesała włosy, zabrała torbę pełną książek z biblioteki  i wyszła z dormitorium. Na twarzach wszystkich obecnych widać było ekscytację i zdenerwowanie wywołane dzisiejszym meczem. Niewzruszona dziewczyna przeszła przez Pokój Wspólny uciszając kilkoro rozrabiających uczniów.
Powolnym krokiem doszła do Wielkiej Sali. Przystanęła w wejściu i rozejrzała się. Po lewej stronie, przy stole Krukonów, trwały żywe rozmowy, co jakiś czas przerywane szybkimi spojrzeniami w stronę wejścia czy pozostałych stołów. Każdy chciał zobaczyć zawodników i obstawić zakłady. Przy stole Gryfonów i Puchonów, podobnie jak w ich Pokoju Wspólnym, trwały przyciszone rozmowy wygłaszane podnieconym głosem. Jedynie Ślizgoni wydawali się nieprzejęci meczem; od zawsze było wiadomo, że zależy im jedynie na przegranej Gryffindoru.
Parkinson uśmiechnęła się do niej, a Hermiona skinęła jej głową siadając na ławce. Zjadła miskę płatków owsianych i z pełnym brzuchem ruszyła do biblioteki. Przywitała się z bibliotekarką, oddała wypożyczone książki i udała się w najdalszy kąt pomieszczenia. Usiadła przy stoliku umieszczonym pomiędzy Działem Ksiąg Zakazanych a tym poświęconym Obronie przed Czarną Magią. Wyciągnęła swoje rzeczy i, mocząc pióro w atramencie, zaczęła pisać esej na numerologię. Uwielbiała tę dziedzinę, więc już po pół godzinie siedziała wygodnie czytając uważnie swoją pracę. Znalazła kilka niedociągnięć, poprawiła je i zabrała się za kolejne wypracowanie.

6 komentarzy:

  1. Bardzo, bardzo mi się podobało! ♥
    Uwielbiam Cię za Pansy! Bardzo lubię tą postać i cieszę się, że jest właśnie taka.
    Rozdział długi, ciekawy i wciągający.
    Historia Dracona była po prostu... Genialna. Cudowna. Idealna. Każde określenie do niej pasuje.
    Czekam na kolejny rozdział i zapraszam do mnie. Liczę na szczerą opinię z Twojej strony.
    http://what-happens-when-darkness-returns.blogspot.com/
    Ściskam mocno! ♥
    ~Chriss

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Robienie z Pansy "tej złej" to nie mój styl : )
      Ja osobiście myślę, że historia Draco jest po prostu trudna.

      Usuń
  2. Opowiadanie zaczyna się naprawdę obiecująco. Podobają mi się długie rozdziały i twój styl pisania.
    Czekam na kolejne rozdziały. Życzę weny!
    iam_crazy

    OdpowiedzUsuń
  3. Obiecuję, że jak mi wróci ochota siedzenia przed komputerem i czytania, to przeczytam i skomentuję. Po trzech dniach wpatrywania się w monitor to na chwilę obecną nie mam siły wysiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę przeszłość nieźle będzie mieszać bohaterom w ich dalszym życiu.

      Usuń
    2. Przeszłość jest w sumie bardziej istotna z "drugiej części" (którą próbuję napisać). Ale tu też ma jakiś swój udział.

      Usuń