poniedziałek, 23 marca 2015

|113|. ELENA: „Mój Aniele...”

Blada ręka wprawiała w ruch jasną, drewnianą kołyskę. Od czasu do czasu można było usłyszeć jęk niezadowolenia malucha, który przebudził się, wyrwany ze snu. W całym domu panowała cisza, tłumiona jedynie brzękiem elektronicznych sprzętów. Posiadłość… ich własna, wymarzona, wyśniona… nad brzegiem morza, gdzie z wielkiego okna sypialni rozciągał się piękny widok na piasek i fale błyszczące we wschodzie słońca. Jasny, niepozorny dom, z czerwoną dachówką, brązowymi okiennicami, trawą wokoło… Z, nie za dużym, salonem utrzymanym w odcieniach brudnej bieli i błękitu, z niewielką kuchnią, jej wyidealizowaną sypialnią i małym pokoikiem w którym właśnie siedziała. Tutaj górował blady róż, nieco białych koronek i jasne, drewniane mebelki. Kołyska, niewielka komoda, mały stolik, jasny fotel, lampa, dająca przytłumione światło i kosz, powoli zapełniający się zabawkami. Pokoik małej, miesięcznej Ingrid. Maleństwa, słodko zasypiającego od miarowego kołysania, otulonego miękkim kocykiem i zaciskającego maleńkie piąstki.