Blada
ręka wprawiała w ruch jasną, drewnianą kołyskę. Od czasu do czasu można było
usłyszeć jęk niezadowolenia malucha, który przebudził się, wyrwany ze snu. W
całym domu panowała cisza, tłumiona jedynie brzękiem elektronicznych sprzętów. Posiadłość…
ich własna, wymarzona, wyśniona… nad brzegiem morza, gdzie z wielkiego okna
sypialni rozciągał się piękny widok na piasek i fale błyszczące we wschodzie
słońca. Jasny, niepozorny dom, z czerwoną dachówką, brązowymi okiennicami,
trawą wokoło… Z, nie za dużym, salonem utrzymanym w odcieniach brudnej bieli i
błękitu, z niewielką kuchnią, jej wyidealizowaną sypialnią i małym pokoikiem w
którym właśnie siedziała. Tutaj górował blady róż, nieco białych koronek i
jasne, drewniane mebelki. Kołyska, niewielka komoda, mały stolik, jasny fotel,
lampa, dająca przytłumione światło i kosz, powoli zapełniający się zabawkami.
Pokoik małej, miesięcznej Ingrid. Maleństwa, słodko zasypiającego od miarowego
kołysania, otulonego miękkim kocykiem i zaciskającego maleńkie piąstki.