Siedziała wygodnie w jacuzzi
obserwując jak bąbelki z pod jej rąk próbują wydostać się na powierzchnię. Po
raz kolejny jej głowę zajmowali Ślizgoni. O ile w dobre intencje Parkinson była
jeszcze w stanie uwierzyć, o tyle w Malfoya jakoś nie potrafiła. Zbyt długo
bawił się nią, wciągał w swoje gierki, naśmiewał się. W jego zachowaniu
próbowała znaleźć chociaż jeden niepasujący element. Mały szczegół... Który byłby
dowodem na to, że Malfoy wciągnął ją w jakąś swoją podłą grę. Nie mogła na to
pozwolić.
- Granger?
Powstrzymała westchnięcie,
odwracając się w stronę chłopaka. Czy on zawsze musiał się pojawiać w najmniej
odpowiednim momencie?
- Malfoy? Myślałam, że szukasz
dziur w taktyce Harrego. Przecież gra tak ważny mecz z Puchonami! –
zironizowała.
- Uważaj, bo ci uwierzę – mruknął,
opierając się o brzeg jacuzzi. – Przyszedłem sprawdzić, czy nie masz znowu
jakiś głupich pomysłów, zważywszy na to, że nie znalazłem cię na trybunach.