Wspominała…
Był
wtedy całkiem zwyczajny, nieco chłodny wieczór. Na niebie leniwie sunęły
ciężkie, burzowe chmury, ale z ani jednej nie spadał deszcz, za to gdzie
niegdzie w bladych promieniach jaśniało jeszcze słońce, wcale nie spieszne ku
nadchodzącemu zachodowi. Zazwyczaj jaskrawo czerwone, piękne dachówki tym razem
odstraszały purpurowym i brązowym odcieniem, a nad żywo kolorowymi kamienicami
majaczyła szarobura mgła, sprawiając, że ściany wydawały się blade i nijakie.
Ptaki dawno zniknęły, chowając się przed nieuchronnie zbliżającym się deszczem.
Nawet ludzie zrezygnowali z codziennych spacerów i tylko czasem ktoś leniwie
wyglądał z za firanki najwyraźniej szukając pierwszych kropel deszczu. W oddali
słychać było dzieci z krzykiem wbiegające do wysokiego budynku, najwyraźniej
one też bały się nadchodzącej pogody. Całość sprawiała wrażenie pustego,
smutnego miejsca, w którym każdy przerażony wyczekiwał w napięciu, obrzucając
nienawistnym spojrzeniem każdego, kto ośmielił się wyjść z bezpiecznego,
ciepłego domu. Choć na zewnątrz wcale nie było tak zimno.