Zajęcia minęły na ciągłych
domysłach. W przerwie na lunch Hermiona, pod pretekstem odwiedzenia biblioteki,
z ulgą opuściła Harry’ego i Ginny, która dołączyła do nich równo z zakończeniem
zajęć. Granger zwinnie wymknęła się z zamku, uważając, by nikt jej nie
zobaczył. Długo zastanawiała się, czy powinna pójść na spotkanie. Bo czy aby na
pewno chciała? I czy wierzyła w czyste intencje Malfoy’a? Powoli szła w stronę
szklarni, a widząc w jednej z nich zarys postaci nieznacznie zwolniła. Może
jednak nie powinna…? Ale nim zdążyła zmienić zdanie otwarła szklane drzwi i
weszła do środka. Ślizgon pochylał się nad jedną z roślin, stanęła obok niego
unosząc brwi. Dopiero chrząknięcie sprawiło, że blondyn odwrócił się w jej
stronę, przestając zrywać liście czegoś, co wyglądem przypominało kapustę w
odcieniach różu i fioletu.
- Jednak się zjawiłaś, Granger –
mruknął z uznaniem.
- Daruj sobie. Czego chcesz tym
razem?
- Może znudziły mi się spotkania w
łazience i postanowiłem skorzystać z ostatnich ciepłych dni tego roku?
- Uważaj bo uwierzę! –
odpowiedziała ironicznie.
Chłopak wzruszył jedynie ramionami
i zabierając liście Rozeusty odszedł nieco dalej.
Hermiona wywróciła oczami i
ruszyła za nim. Zatrzymali się w najciemniejszym kącie pomieszczenia. Malfoy
przykucnął i zaczął powoli odsuwać liście kolejnej rośliny. Zrezygnowana
Gryfonka, czekając na jakiekolwiek wyjaśnienia usiadła obok niego na brukowanej
posadzce. Zaczynało irytować ją to zachowanie. Patrzyła jak powoli wsuwa
fioletowe liście pomiędzy grube korzenie i przykrywa je cienką warstwą ziemi.
Odezwał się dopiero, kiedy skończył.
- Byłaś tutaj kiedyś? – a widząc,
że dziewczyna w odpowiedzi kręci przecząco głową, kontynuował – Fuskusia.
Wymaga nadzwyczaj dużo opieki, mam wrażenie, że przychodząc tutaj raz w
tygodniu poświęcam jej o wiele za mało czasu. Cóż… Coś ci pokarzę…
Szybko zaczął odsuwać wielkie
liście, uważając by nie złamać żadnego z nich. W końcu westchnął cicho mrucząc
pod nosem coś, co zabrzmiało jak „jest!”, choć Hermiona nie była pewna, czy
cokolwiek powiedział. Zerknęła na to, co wskazywał Ślizgon i zamarła. Między
jego dłońmi znajdował się pąk najpiękniejszego kwiatu jaki kiedykolwiek
widziała. Niektóre z czarnych płatków leniwie rozstępowały się, przez co można
było wyobrazić sobie piękno dojrzałego kwiatu. Dziewczyna westchnęła z
zachwytu. Róża o idealnie czarnym, matowym kolorze właśnie zakwitała na jej
oczach. Wpatrywała się w nią jak zaczarowana. Do tej pory widywała kwiaty Fuskusii
jedynie na ilustracjach w starych księgach, czytała o nich w legendach… ale
nigdy nie przypuszczałaby, że komuś uda się je wyhodować. Niewiele myśląc
sięgnęła, by zerwać różę.
- Zwariowałaś Granger?! – syknął
Malfoy, w ostatniej chwili chwytając jej dłoń. – Jest trujący jak diabli! Jedno
dotknięcie i leżysz martwa.
- Z czego byłbyś zadowolony –
odcięła się odsuwając dłoń od kwiatu. Blondyn ostrożnie osunął jej rękę, nie
spuszczając Fuskusii z oka.
- Służy do przygotowywania antidotum,
działa praktycznie na wszystko ale… Jedna pomyłka i zamienia się w najgorszą
truciznę. Można ją zerwać tylko jednej nocy i TYLKO wtedy, kiedy kwiat
rozkwitnie. Na szczęście liście nie są trujące… dopóki komuś nie zachce się ich
zrywać, wtedy wydzielają ohydny, żrący sok. Profesor Sprout nie pozwala ich
nikomu dotykać… No, chyba, że ktoś jest naprawdę wybitny z Zielarstwa.
Hermiona przyglądała się czarnemu
kwiatu tak długo, póki Malfoy nie zakrył go dokładnie liśćmi. Po czym wstała,
otrzepując szatę z ziemi. Powinna była się domyślić, że roślina jest
niebezpieczna. Straciła już czujność, jaką wykazywała się wcześniej. W
zamyśleniu znów szła za Ślizgonem, rozmyślając nad tym, że straciła kolejną
przydatną umiejętność: czujność. I co ona tutaj w ogóle robiła?!
- Malfoy… - mruknęła w końcu, -
nie boisz się, że ktoś tutaj wejdzie? Że ktoś cię zobaczy?
- Jestem tutaj częstym gościem –
wzruszył ramionami.
- Ale nie często masz towarzystwo
– uściśliła, siadając na jednej z marmurowych ławek.
- Granger, jest przerwa na lunch…
nikt tutaj nie chodzi o tej porze. – westchnął, jakby to była najbardziej
oczywista rzecz świata. A siadając obok niej dodał – A poza tym, za tamtym
rogiem stoi Zabini, jeden jego gwizd i już wiem, że ktoś się zbliża. Pansy jest
po drugiej stronie.
Chłopak usiadł obok niej na ławce
i zaczął otrzepywać szatę z ziemi i kurzu. Gryfonka przyglądała mu się z
zainteresowaniem. Malfoy nie był tak głupi, jak wcześniej uważała, a na temat Zielarstwa
wiedział może i więcej niż ona. Chciała go o to zapytać, ale zdała sobie
sprawę, że szkoda byłoby jej przerywać tę ciszę. Znów dopadła ją ta dziwna
mieszanka spokoju, błogości i bezpieczeństwa. Uśmiechnęła się lekko. Jednak nie
nacieszyła się długo tą chwilą, bo po kilku minutach rozległ się gwizd. Blondyn
zmarszczył brwi i gwałtownie wstał. Chwycił Hermionę za łokieć i pociągnął za
sobą, wpychając w jakąś wnękę w murze. Gryfonka w ostatniej chwili nałożyła mu
na głowę czarny kaptur, kiedy drzwi szklarni otwierały się. Choć nie mogła
zobaczyć kto to, domyśliła się, że co najmniej dwie osoby krzątały się po
pomieszczeniu. Malfoy popchnął ją nieco dalej tak, że teraz całkowicie
przylegała do ściany. Wnęka mieściła jedną osobę… dwie szczupłe, w
ekstremalnych warunkach. Zadarła nieco głowę, patrząc Ślizgonowi w oczy.
Musiała przyznać, że czuła się nie najlepiej, w tak bliskiej odległości. Dwójka
intruzów zaczęła żywo o czymś rozmawiać, więc dziewczyna korzystając z okazji
odezwała się najciszej jak potrafiła:
- Nikt tutaj nie chodzi o tej
porze, doprawdy?
Widziała, jak oczy Dracona zwężają
się gwałtownie. Drgały mu wargi, jakby chciał coś powiedzieć. Ale zmarszczył
jedynie nos w geście niezadowolenia. Hermiona posłała mu blady uśmiech i
opuściła głowę. Po kilku minutach wydawało się, że szklarnia znów jest pusta i
chłopak chciał się odsunąć, jednak dziewczyna zatrzymała go jednym stanowczym
ruchem.
- Nadal tutaj są – syknęła mu do
ucha.
Malfoy zadygotał, jednak przysunął
się jeszcze bliżej, opierając ręce o zimny mur. Minę miał niezadowoloną, brwi
zmarszczone, o oczy zamknięte. Biła od niego wściekłość. Za to brązowowłosa
uśmiechała się z satysfakcją. Blondyn był zły, a to jeden z najpiękniejszych
widoków w Hogwarcie. Korzystając z bardzo niewygodnej sytuacji, Gryfonka
odłożyła torbę najdelikatniej jak potrafiła, przesuwając ją do ściany po prawej
stronie. Po czym sięgnęła po odznakę, niedbale przypiętą do szaty Ślizgona.
Poprawiła ją starannie, ignorując pytający wzrok Malfoya. Intruzi, w których po
głosach Hermiona rozpoznała Nevilla i jedną z dziewczyn z Hufflepuffu chodzącą
z nimi na Zielarstwo, najwidoczniej wygodnie rozsiedli się na ławce, którą
wcześniej zajmowała ona i Ślizgon, żywo rozmawiając o zbliżających się
zajęciach. Niedługo później rozległ się przenikliwy dźwięk oznaczający koniec
przerwy i kilka sekund później w szklarni znalazła się profesor Sprout oraz
reszta uczniów. Granger nie musiała nawet patrzeć na minę swojego towarzysza,
by domyślić się, że podobnie jak ona jest nie tylko poirytowany, ale również
niezadowolony z obrotu spraw. Na pocieszenie uśmiechnęła się blado do Malfoya,
a ten odwzajemnił gest po czym bezgłośnie powiedział:
- Pierwsze Zielarstwo od ośmiu
lat, na którym zabraknie panny Hermiony Granger.
- I panicza Dracona Malfoya –
odpowiedziała pokazując mu język.
Resztę zajęć przestali, poruszając
się zaledwie o kilka milimetrów w jedną czy drugą stronę. W końcu Ślizgon z
miną największego nieszczęśnika świata objął dziewczynę, kiedy ta prawie
upadła.
- Tak mi wygodniej – oznajmił od
niechcenia.
Hermiona z udawanym głębokim
zrozumieniem kiwnęła głową, po czym znów zajęła się godłem Slytherinu na szacie
blondyna.
Zajęcia zakończyły się nieco
wcześniej, wywołując uczucie ulgi u obojga uczniów. Profesor Sprout odwróciła
się w ich stronę kilka razy niczego nie świadoma. Ostatni ósmoklasiści opuścili
szklarnię, kiedy Hermiona wyciągnęła swoją różdżkę i celując w plecy Profesorki
szepnęła jedno z zaklęć. Kobieta zatoczyła się i stanęła nieruchomo.
- Malfoy! Szybciej – syknęła
Gryfonka, ciągnąc go za sobą. Kiedy tylko opuścili pomieszczenie oczy Profesor
Sprout otworzyły się i wróciła do przerwanej czynności.
- Co to było?
- Bardzo przydatne zaklęcie –
odpowiedziała. Pożegnała go skinieniem głowy i ruszyła w stronę zamku.
Aj widzę talent do pisania. A kontynuacji brak?;)
OdpowiedzUsuń