sobota, 11 lutego 2017

|04|. DRAMIONE: "Biła od niego wściekłość. Za to brązowowłosa uśmiechała się z satysfakcją."


Zajęcia minęły na ciągłych domysłach. W przerwie na lunch Hermiona, pod pretekstem odwiedzenia biblioteki, z ulgą opuściła Harry’ego i Ginny, która dołączyła do nich równo z zakończeniem zajęć. Granger zwinnie wymknęła się z zamku, uważając, by nikt jej nie zobaczył. Długo zastanawiała się, czy powinna pójść na spotkanie. Bo czy aby na pewno chciała? I czy wierzyła w czyste intencje Malfoy’a? Powoli szła w stronę szklarni, a widząc w jednej z nich zarys postaci nieznacznie zwolniła. Może jednak nie powinna…? Ale nim zdążyła zmienić zdanie otwarła szklane drzwi i weszła do środka. Ślizgon pochylał się nad jedną z roślin, stanęła obok niego unosząc brwi. Dopiero chrząknięcie sprawiło, że blondyn odwrócił się w jej stronę, przestając zrywać liście czegoś, co wyglądem przypominało kapustę w odcieniach różu i fioletu.
- Jednak się zjawiłaś, Granger – mruknął z uznaniem.
- Daruj sobie. Czego chcesz tym razem?
- Może znudziły mi się spotkania w łazience i postanowiłem skorzystać z ostatnich ciepłych dni tego roku?
- Uważaj bo uwierzę! – odpowiedziała ironicznie.
Chłopak wzruszył jedynie ramionami i zabierając liście Rozeusty odszedł nieco dalej.
- Idziesz? – mruknął jakby od niechcenia.

Hermiona wywróciła oczami i ruszyła za nim. Zatrzymali się w najciemniejszym kącie pomieszczenia. Malfoy przykucnął i zaczął powoli odsuwać liście kolejnej rośliny. Zrezygnowana Gryfonka, czekając na jakiekolwiek wyjaśnienia usiadła obok niego na brukowanej posadzce. Zaczynało irytować ją to zachowanie. Patrzyła jak powoli wsuwa fioletowe liście pomiędzy grube korzenie i przykrywa je cienką warstwą ziemi. Odezwał się dopiero, kiedy skończył.
- Byłaś tutaj kiedyś? – a widząc, że dziewczyna w odpowiedzi kręci przecząco głową, kontynuował – Fuskusia. Wymaga nadzwyczaj dużo opieki, mam wrażenie, że przychodząc tutaj raz w tygodniu poświęcam jej o wiele za mało czasu. Cóż… Coś ci pokarzę…
Szybko zaczął odsuwać wielkie liście, uważając by nie złamać żadnego z nich. W końcu westchnął cicho mrucząc pod nosem coś, co zabrzmiało jak „jest!”, choć Hermiona nie była pewna, czy cokolwiek powiedział. Zerknęła na to, co wskazywał Ślizgon i zamarła. Między jego dłońmi znajdował się pąk najpiękniejszego kwiatu jaki kiedykolwiek widziała. Niektóre z czarnych płatków leniwie rozstępowały się, przez co można było wyobrazić sobie piękno dojrzałego kwiatu. Dziewczyna westchnęła z zachwytu. Róża o idealnie czarnym, matowym kolorze właśnie zakwitała na jej oczach. Wpatrywała się w nią jak zaczarowana. Do tej pory widywała kwiaty Fuskusii jedynie na ilustracjach w starych księgach, czytała o nich w legendach… ale nigdy nie przypuszczałaby, że komuś uda się je wyhodować. Niewiele myśląc sięgnęła, by zerwać różę.
- Zwariowałaś Granger?! – syknął Malfoy, w ostatniej chwili chwytając jej dłoń. – Jest trujący jak diabli! Jedno dotknięcie i leżysz martwa.
- Z czego byłbyś zadowolony – odcięła się odsuwając dłoń od kwiatu. Blondyn ostrożnie osunął jej rękę, nie spuszczając Fuskusii z oka.
- Służy do przygotowywania antidotum, działa praktycznie na wszystko ale… Jedna pomyłka i zamienia się w najgorszą truciznę. Można ją zerwać tylko jednej nocy i TYLKO wtedy, kiedy kwiat rozkwitnie. Na szczęście liście nie są trujące… dopóki komuś nie zachce się ich zrywać, wtedy wydzielają ohydny, żrący sok. Profesor Sprout nie pozwala ich nikomu dotykać… No, chyba, że ktoś jest naprawdę wybitny z Zielarstwa.
Hermiona przyglądała się czarnemu kwiatu tak długo, póki Malfoy nie zakrył go dokładnie liśćmi. Po czym wstała, otrzepując szatę z ziemi. Powinna była się domyślić, że roślina jest niebezpieczna. Straciła już czujność, jaką wykazywała się wcześniej. W zamyśleniu znów szła za Ślizgonem, rozmyślając nad tym, że straciła kolejną przydatną umiejętność: czujność. I co ona tutaj w ogóle robiła?!
- Malfoy… - mruknęła w końcu, - nie boisz się, że ktoś tutaj wejdzie? Że ktoś cię zobaczy?
- Jestem tutaj częstym gościem – wzruszył ramionami.
- Ale nie często masz towarzystwo – uściśliła, siadając na jednej z marmurowych ławek.
- Granger, jest przerwa na lunch… nikt tutaj nie chodzi o tej porze. – westchnął, jakby to była najbardziej oczywista rzecz świata. A siadając obok niej dodał – A poza tym, za tamtym rogiem stoi Zabini, jeden jego gwizd i już wiem, że ktoś się zbliża. Pansy jest po drugiej stronie.
Chłopak usiadł obok niej na ławce i zaczął otrzepywać szatę z ziemi i kurzu. Gryfonka przyglądała mu się z zainteresowaniem. Malfoy nie był tak głupi, jak wcześniej uważała, a na temat Zielarstwa wiedział może i więcej niż ona. Chciała go o to zapytać, ale zdała sobie sprawę, że szkoda byłoby jej przerywać tę ciszę. Znów dopadła ją ta dziwna mieszanka spokoju, błogości i bezpieczeństwa. Uśmiechnęła się lekko. Jednak nie nacieszyła się długo tą chwilą, bo po kilku minutach rozległ się gwizd. Blondyn zmarszczył brwi i gwałtownie wstał. Chwycił Hermionę za łokieć i pociągnął za sobą, wpychając w jakąś wnękę w murze. Gryfonka w ostatniej chwili nałożyła mu na głowę czarny kaptur, kiedy drzwi szklarni otwierały się. Choć nie mogła zobaczyć kto to, domyśliła się, że co najmniej dwie osoby krzątały się po pomieszczeniu. Malfoy popchnął ją nieco dalej tak, że teraz całkowicie przylegała do ściany. Wnęka mieściła jedną osobę… dwie szczupłe, w ekstremalnych warunkach. Zadarła nieco głowę, patrząc Ślizgonowi w oczy. Musiała przyznać, że czuła się nie najlepiej, w tak bliskiej odległości. Dwójka intruzów zaczęła żywo o czymś rozmawiać, więc dziewczyna korzystając z okazji odezwała się najciszej jak potrafiła:
- Nikt tutaj nie chodzi o tej porze, doprawdy?
Widziała, jak oczy Dracona zwężają się gwałtownie. Drgały mu wargi, jakby chciał coś powiedzieć. Ale zmarszczył jedynie nos w geście niezadowolenia. Hermiona posłała mu blady uśmiech i opuściła głowę. Po kilku minutach wydawało się, że szklarnia znów jest pusta i chłopak chciał się odsunąć, jednak dziewczyna zatrzymała go jednym stanowczym ruchem.
- Nadal tutaj są – syknęła mu do ucha.
Malfoy zadygotał, jednak przysunął się jeszcze bliżej, opierając ręce o zimny mur. Minę miał niezadowoloną, brwi zmarszczone, o oczy zamknięte. Biła od niego wściekłość. Za to brązowowłosa uśmiechała się z satysfakcją. Blondyn był zły, a to jeden z najpiękniejszych widoków w Hogwarcie. Korzystając z bardzo niewygodnej sytuacji, Gryfonka odłożyła torbę najdelikatniej jak potrafiła, przesuwając ją do ściany po prawej stronie. Po czym sięgnęła po odznakę, niedbale przypiętą do szaty Ślizgona. Poprawiła ją starannie, ignorując pytający wzrok Malfoya. Intruzi, w których po głosach Hermiona rozpoznała Nevilla i jedną z dziewczyn z Hufflepuffu chodzącą z nimi na Zielarstwo, najwidoczniej wygodnie rozsiedli się na ławce, którą wcześniej zajmowała ona i Ślizgon, żywo rozmawiając o zbliżających się zajęciach. Niedługo później rozległ się przenikliwy dźwięk oznaczający koniec przerwy i kilka sekund później w szklarni znalazła się profesor Sprout oraz reszta uczniów. Granger nie musiała nawet patrzeć na minę swojego towarzysza, by domyślić się, że podobnie jak ona jest nie tylko poirytowany, ale również niezadowolony z obrotu spraw. Na pocieszenie uśmiechnęła się blado do Malfoya, a ten odwzajemnił gest po czym bezgłośnie powiedział:
- Pierwsze Zielarstwo od ośmiu lat, na którym zabraknie panny Hermiony Granger.
- I panicza Dracona Malfoya – odpowiedziała pokazując mu język.
Resztę zajęć przestali, poruszając się zaledwie o kilka milimetrów w jedną czy drugą stronę. W końcu Ślizgon z miną największego nieszczęśnika świata objął dziewczynę, kiedy ta prawie upadła.
- Tak mi wygodniej – oznajmił od niechcenia.
Hermiona z udawanym głębokim zrozumieniem kiwnęła głową, po czym znów zajęła się godłem Slytherinu na szacie blondyna.
Zajęcia zakończyły się nieco wcześniej, wywołując uczucie ulgi u obojga uczniów. Profesor Sprout odwróciła się w ich stronę kilka razy niczego nie świadoma. Ostatni ósmoklasiści opuścili szklarnię, kiedy Hermiona wyciągnęła swoją różdżkę i celując w plecy Profesorki szepnęła jedno z zaklęć. Kobieta zatoczyła się i stanęła nieruchomo.
- Malfoy! Szybciej – syknęła Gryfonka, ciągnąc go za sobą. Kiedy tylko opuścili pomieszczenie oczy Profesor Sprout otworzyły się i wróciła do przerwanej czynności.
- Co to było?
- Bardzo przydatne zaklęcie – odpowiedziała. Pożegnała go skinieniem głowy i ruszyła w stronę zamku.

1 komentarz:

  1. Aj widzę talent do pisania. A kontynuacji brak?;)

    OdpowiedzUsuń