niedziela, 26 lutego 2017

037. Miniaturka Dramione

Hermiona Granger już od jakiegoś czasu pracowała w sklepie Madame Malkin. Kiedy starsza kobieta zachorowała, była Gryfonka pomagała jej przy wykładaniu towaru i w księgowości. Z czasem zajęła się spisywaniem klientów przy ladzie, aż w końcu przeszła do ich obsługi. Bardzo szybko odnalazła się w tej roli i już po tygodniu Madame Malkin odsyłała ją do tych najbardziej wymagających klientów.
Widział ją tutaj każdego dnia, kiedy wracał z Ministerstwa Magii. Zauważył, jak bardzo się zmieniła od ich ostatniego spotkania w Hogwarcie. Jej skóra nie była już tak blada, oczy świeciły szczęśliwym blaskiem, poruszała się bardziej pewnie. Czasem miał ochotę zajrzeć do sklepu i pod byle pretekstem porozmawiać chwilę z Hermioną. Ale… przecież nie było już tak, jak pięć lat temu.

Draco zatrzymał się przed wystawą sklepu Madame Malkin, westchnął zrezygnowany i pewnie wszedł do środka. Blask w oczach Granger nieco zmalał, czyżby go to zabolało…?
– W czym mogę panu pomóc?
– Potrzebuję garnitur… – powiedział. Nieco z ociąganiem i dużo ciszej dodał: – Ślubny.
– Oczywiście. Proszę tędy. – Wskazała mu jeden z parawanów. – Jaki kolor pana interesuje?
Patrzył na nią nieco zdziwiony. Nie zrobiło to na niej wrażenia? Ale kiedy udało mu się spojrzeć w jej oczy, dostrzegł zmartwienie, niedowierzanie i… zawód? Sam… sam czuł wstyd. A powód był tak banalny. Z rezygnacją pokręcił głową, wracając do wspomnień. W czasie, kiedy zdecydowali się wrócić na ostatni rok do Hogwartu, wiele się zmieniło. Do dziś pamiętał ich wspólne wieczory i noce. Ktoś kiedyś, prawdopodobnie Ginny Weasley – wtedy Weasley, teraz już Zabini – powiedziała słowa, które wydawały się jedynie żartem. „Z tych herbacianych fusów wynika, że w końcu i tak się pobierzecie”. To była jedyna kwestia, która została pomiędzy nim a Granger, jedyna, której nigdy sobie nie wyjaśnili. Była jak nieme pytanie, czekające na odpowiedź. Cóż za ironia, że to właśnie ona jako pierwsza, z całej ich szkolnej paczki, dowiedziała się, że Malfoy się żeni.
– To jaki ten kolor? – Z zamyślenia wyrwał go melodyjny głos.
– Czarny – odpowiedział automatycznie.
Już po kilku minutach kobieta pojawiła się z kilkoma wieszakami. Wybrał jeden garniturów i kiedy opuściła przymierzalnię, założył go. Nie był wyjątkowy, raczej średni. Jego aktualny humor podpowiadał, że jest idealny na ślub.
– Granger, możesz dać mi coś bardziej…
– Eleganckiego? Niech pan poczeka – Odwróciła się na pięcie z zamiarem odejścia do magazynu.
– Granger? – Odwróciła się, unosząc brwi – skończ z tym „pan”, jesteśmy w tym samym wieku.
– Oczywiście – odpowiedziała chłodno i zniknęła w gąszczu wieszaków.
Blondyn już od dłuższego czasu mierzył garnitury, żaden jednak nie był taki jak powinien. Ciągle coś mu nie pasowało. Wyszukiwał najdrobniejszych szczegółów, które psuły całość, a kiedy nie potrafił do niczego się przyczepić, wołał Hermionę i prosił o kilka kolejnych egzemplarzy.
– Lepiej byłoby ci w brązowym, Malfoy – mruknęła po półgodzinie brunetka. – W tym wyglądasz paskudnie.
– Dzięki za komplement, Granger.
Uśmiechnął się do niej szeroko. Było w tym coś tak… naturalnego. Coś, czego nie czuł od dawna. Chciał jeszcze coś dodać, kiedy zadźwięczał dzwonek i ciemnowłosa kobieta weszła do sklepu. Hermiona ruszyła w jej stronę.
– Pan Malfoy? Ależ proszę tędy – usłyszał i jęknął z niezadowolenia. Astoria uśmiechnęła się do niego uwodzicielsko. Ciągle miała nadzieję, że coś z tego będzie. Na próżno.
Ekspedientka pojawiła się kilka minut później, niosąc ciemnobrązowy garnitur. Draco musiał przyznać, że robił on wrażenie. Już wyciągnął po niego nawet rękę, kiedy jego narzeczona prychnęła:
– Brązowy?! Umawialiśmy się na czerń.
Nie słuchał jej, za to wyprosił ją z przymierzalni… bardziej wyrzucił czy wygonił poleceniem zrobienia niezbędnych zakupów. Marzył, by wyszła ze sklepu Madame Malkin i w najbliższym czasie nie wróciła. Założył garnitur i musiał przyznać Granger rację. Wyglądał genialnie.
– O. Dużo lepiej – skwitowała Hermiona.
Podeszła do niego, poprawiła kołnierz, nie wiadomo skąd wyciągnęła czarny krawat i jak gdyby nigdy nic zawiązała mu go na szyi. Dopiero przy wpatrywaniu się w lustro Draco odkrył, że zawiązała go dokładnie tak, jak ten srebrno-zielony z godłem Slytherinu, który nosił w Hogwarcie. Obserwował kobietę w odbiciu, jak przystaje za nim i przygląda mu się uważnie. Widział, jak długo zbierała się, by zadać mu to pytanie.
– Wy poważnie myślicie o ślubie?
Odwrócił się zaskoczony, odpowiedź „tak” ugrzęzła mu w gardle. To było coś co… co ani trochę nie pasowało. Jak miał jej przytaknąć, skoro wcale nie miał ochoty? Przyglądał się jej niepewnej minie, surowemu wzrokowi, zmarszczonym brwiom… Kilka razy przestąpiła z nogi na nogę.
– Ona na ciebie nie zasługuje. A ty nie zasługujesz na zmarnowanie sobie życia. Ona – machnęła w stronę wyjścia – na zbyt wiele sobie pozwala. Zbyt tobą rządzi. Przecież tego nienawidzisz… Nie potrafisz znieść, kiedy ktoś tobą steruje. Malfoy…
– Może to z miłości? Może to moja zmiana? Minęło przecież pięć lat.
– PONAD pięć lat, proszę pana – odpowiedziała sucho Hermiona i odwróciła się z zamiarem odejścia.
Draco stał, patrząc za nią. Dopiero po chwili dotarło do niego, że wzięła jego słowa na poważnie, że nie zauważyła ironii w jego głosie. Założył swoje ubrania i podszedł do lady, za którą stała była Gryfonka. Nawet na niego nie patrzyła… Choć mężczyzna zauważył ślady łez na jej policzkach. To przez niego płakała…? A co jeśli naprawdę łzy pojawiły się z powodu jego słów? I co miał jej teraz powiedzieć?!
– Wezmę ten brązowy. A po… po ślubny jeszcze… jeszcze przyjdę.
– W porządku. Przymiarka za dwa tygodnie, panie Malfoy. – Hermiona szybko notowała coś na kartce papieru. – Zaliczka… trzysta galeonów.
Bez słowa wypisał czek na podaną sumę. Nic już nie przychodziło mu do głowy. Na nadmiar złego za szybą widział Astorię ze zniecierpliwieniem otrzepującą płaszcz. Już wyobrażał sobie jej niezadowolenie.
– Odwołaj ten ślub – powiedziała jeszcze Granger, nim opuścił sklep.

***

Dwa tygodnie później blondwłosy mężczyzna stał na niewielkim podeście obserwowany surowym wzrokiem przez Madame Malkin. Kobieta trzymała w dłoniach igłę z nawleczoną już brązową nicią. Draco nienawidził przymiarek, denerwowało go kłucie szpilek i ciągłe nakazy „ręka w górę”, „dwa kroki do przodu”, „proszę stać nieruchomo!”…
Od razu zauważył, kiedy Hermiona weszła do pomieszczenia. Zaczekała, aż Madame Malkin odejdzie i dopiero wtedy się odezwała.
– Odwołaj to.
– Przecież wiesz, że nie mogę. To umowa między naszymi rodzicami. To Lucjusz z Edmundem zawarli pakt, że Astoria wyjdzie za mnie za mąż. Tak miało być i będzie, Granger.
Nie patrzył jej w oczy, nie chciał. Bał się? Może bardziej było mu wstyd. Nie chciał widzieć jej reakcji, nie chciał wiedzieć, co czuła, co myślała… ale… potrząsnął głową odganiając myśli. Potarł powieki i westchnął cicho.
– „Z tych herbacianych fusów wynika, że w końcu i tak się pobierzecie”. – Brązowowłosa kobieta idealnie naśladowała głos Ginny. – Jeszcze nie jest za późno, odwołaj ślub…
Chciał potrząsnąć głową, zaprzeczyć. Zrobić cokolwiek, ale… ale nie wyszło, nie mógł. To była Hermiona, a ona zbyt dobrze go znała. Miał ochotę powiedzieć jej, że tak, że odwoła wszystko, ale… ale co by to zmieniło? Nic. I doskonale był tego świadom.
– Proszę – wyszeptała jeszcze gdzieś w okolicach jego ucha tak, że wzdrygnął się mimowolnie i odeszła, wzywana dzwonkiem otwieranych drzwi sklepu.
Jej jedno słowo… jedno… Nie, nie miało znaczenia. Nie mogło mieć. Jego żoną zostanie Astoria, a następnym razem spotka się z Granger, najprawdopodobniej, wysyłając swoje dzieci do Hogwartu. Tak będzie!

***

– Zabini!
– Cicho bądź, Malfoy! Mały Theo już śpi! – zganił go głos dochodzący z kuchni.
Niska kobieta z rudymi włosami, zawiązanymi w niestaranny kok zmierzyła go ostrym spojrzeniem, kiedy tylko przekroczył próg pomieszczenia. Ginny najwidoczniej oddawała się swojemu ulubionemu zajęciu – gotowaniu. Draco przeprosił ją skinieniem głowy, na co ta uśmiechnęła się i wyszeptała:
– Blaise jest na górze, w swoim gabinecie.
Podziękował najciszej, jak mógł, i równie bezgłośnie wspiął się po stromych schodach na piętro. Bez pukania wszedł do gabinetu przyjaciela i z głośnym westchnieniem opadł na fotel. Zabini zauważył go dopiero po krótkiej chwili, podnosząc wzrok znad sterty papierów.
– Draco?
Najwidoczniej wzrok blondyna sam mówił za siebie, bo mężczyzna wyciągnął z barku butelkę Ognistej Whisky i dwie szklanki. Napełnił je do połowy i jedną z nich podał swojemu przyjacielowi.
– Co się dzieje? – zapytał bez owijania w bawełnę.
– Byłem po garnitur na to durne wesele – mruknął niezadowolony arystokrata i wypił znaczną część trunku.
– Przygotowania pełną parą widzę. Stary, ślub to jest coś! A na twoim zabawa będzie przednia!
– Byłem u Madame Malkin. – Uściślił blondyn, ignorując słowa Blaise’a.
– Zaszalałeś… Choć garnitury mają tam świetne, sam ostatnio kupiłem jeden.
Draco znacznie poirytowany zmierzył Zabiniego morderczym spojrzeniem. Blaise udawał czy naprawdę nie domyślił się o co mu chodzi? Dopił Ognistą i, odstawiając szklankę na stolik, powiedział:
– Byłem po garnitur ślubny. W sklepie Madame Malkin. Gdzie pracuje Granger.
Dopiero teraz mężczyzna zrozumiał i westchnął ciężko. Najwidoczniej, w końcu, dotarła do niego powaga sytuacji.
– Ach tak… Ginny często tam do niej zagląda. Hermiona świetnie się trzyma… – mruknął, nalewając przyjacielowi alkoholu.
– Powiedziała… poprosiła, żebym odwołał ślub.
Cisza. Zdążyli opróżnić całą butelkę Ognistej Whisky, nim którykolwiek z nich się odezwał. Malfoy nawet nie wiedział co ma powiedzieć. Zabini nie był głupi, może i potrzebował chwili, by wszystko sobie poukładać w głowie, ale na pewno już domyślił się wystarczająco dużo. Przypomniał sobie ostatni rok w Hogwarcie, ich rozmowy, żarty, nieoficjalne i oficjalne spotkania, związki… A skoro już pamiętał o tym wszystkim, to również i o jego „rozstaniu” z Hermioną, choć nigdy nie byli razem, o fascynacji wróżbiarstwem jego żony… i o wielu, wielu innych rzeczach.
– Odwołasz go?
– Astoria mnie zabije – westchnął, upijając łyk.
– Ale to Granger, nie możesz tak tego zostawić. Draco… Sam wiesz, jak to było…
– Wiem. Pamiętam. Nie musisz mi o tym przypominać, Blaise – mruknął. Po krótkiej chwili kontynuował: – Powiedziała… tak po prostu… powiedziała, że Astoria nie jest dla mnie, że za bardzo się rządzi. Ona wierzy w tę głupią wróżbę Ginny? Naprawdę? – Kolejna chwila ciszy. – Ona się zmieniła, stary. To już nie jest tamta Hermiona. Ja też już nie jestem tamten. To jednak coś zmienia.
– Powiedziałeś jej, że nie odwołasz ślubu? Że chcesz żyć z Astorią? Że między wami nigdy nic nie było?
Zabini mierzył go badawczym spojrzeniem. Usłyszeć o tym, a pomyśleć, to dwie różnie rzeczy i dopiero teraz Malfoy zdał sobie sprawę, że chciał zaprzeczyć wszystkim pytaniom. Alkohol już robił swoje… Mógł wypić więcej i wtedy nie myślałby wcale, albo przestać i stanąć oko w oko z prawdą. Draco wybrał pierwszą opcję.
Jeszcze długo rozmawiał z Blaisem w towarzystwie Ognistej Whisky.

***

– Kochanie! I jak ci się podoba?
– Jestem Draco – wycedził, z całej siły starając się być miły.
Astoria kręciła się przed nim w obcisłej, białej sukni. Już zdążył ją znienawidzić. Nie spodobał mu się ani krój, ani kolor, ani miliony kryształków odbijających sztuczne światło pomieszczenia. Kobieta uśmiechnęła się szeroko, czekając na słowa uznania.
– Nie kupuj jej, ślubu nie będzie – odpowiedział, nawet na nią nie patrząc.
– Ale… Twój ojciec obiecał. Pod Przysięgą Wieczystą! Przyrzekał, że wyjdę za ciebie za mąż.
Głos Astorii przecinał powietrze jak miecz. Od razu widać było, że lata szkolne spędziła w Slytherinie.
Malfoy wstał powoli, patrząc na nią z góry. Długo się nad tym zastanawiał, rozmyślał, jak i co ma jej odpowiedzieć. Może nie do końca wytrzeźwiał po wczorajszej wizycie u państwa Zabini, ale…
Blaise miał trochę racji. Ten durny i idiotyczny ślub był bez sensu.
– Mój ojciec nie żyje od trzech lat. Żadna z jego obietnic nie jest już aktualna. – Każde słowo wypowiedział powoli i dosadnie. – Twoje rzeczy czekają na ciebie w domu rodziców, u mnie nie masz już czego szukać.
Po czym odszedł, zostawiając ją wrzeszczącą i płaczącą jednocześnie. Może nie zasłużyła na takie traktowanie, ale… ale teraz nie miało to już znaczenia. W myślach życzył jej kogoś, z kim będzie szczęśliwa, kogoś, kto zniesie jej władczy ton i podporządkuje się jej wizji świata. On nie potrafił. Granger miała rację: nienawidził, kiedy ktoś mu rozkazywał.

***

Dzwonek w sklepie Madame Malkin oznajmił, że pojawił się kolejny klient. Mężczyzna widział, jak Hermiona podnosi głowę i szybko marszczy nos.
– Jest pan przed czasem, panie Malfoy.
– Prosiłem cię już o coś, Granger. Przestań zwracać się już do mnie per pan.
– Podobno tak wiele się zmieniło… – warknęła.
– Nic się nie zmieniło – odpowiedział, pochylając się nad nią.
Chwilę szli w milczeniu w stronę tej części sklepu, gdzie odbywały się przymiarki szytych na zamówienie ubrań. Kobieta podała mu wieszak z garniturem i wskazała jedną z przymierzalni. Posłusznie udał się do niej, założył szatę i wyszedł, ustawiając się na niewielkim podwyższeniu. Ze zdziwieniem odkrył, że to nie Madame Malkin, a Hermiona przygląda mu się ze szpilkami w ręku.
– Ślubu nie będzie – mruknął, kiedy podeszła do niego. Jedyną rzeczą, którą usłyszał, był odgłos upadających szpilek, wypuszczonych nagle z dłoni.

***

– Mówiłam, że tak będzie! Wiedziałam! – usłyszeli podekscytowany pisk.
Spełniła się kolejna wróżba pani Zabini.
– Tylko nie mów, ile będziemy mieli dzieci! – zawołali jednocześnie Draco i Hermiona.



***
Napisane już daaawno, czekało "w szufladzie" na "swój czas".
Tym razem betowane przez: Katja Amarensis i Arcanum Felis

1 komentarz: