poniedziałek, 31 marca 2014

016. Not be alone. - 2


Bo całkiem niedawno dopisałam końcówkę.
I udostępniam, do przeczytania.
(i z góry przepraszam za tandetną samą końcówkę)
   
***
   
Znów te same szare ściany, stara podłoga, złośliwie wijąca się mgła… Odruchowo odsunęła się w najciemniejszy kąt pomieszczenia i zakryła oczy poranionymi dłońmi. Jeden ze złamanych palców źle się zrósł i teraz odstawał lekko, pozostawiając kilkumilimetrową szparę. Z ręki nieustannie od wczoraj ciekła krew, brzuch był już jedynie fioletowo-zieloną plamą. Anioł… który był tutaj wczoraj powiedział, że wróci, bo jeszcze nie dokończył swojego dzieła. A ona czuła się już jedynie jak śmieć, nic nie warta, niepotrzebna… Nawet świecący kurz unoszący się nad podłogą był bardziej wartościowy niż ona… i potrafił uciec, umknąć przed bólem. A ona nie potrafiła, jej został tylko ból i strach, paraliżujący strach.

Zobaczyła błysk, przerażona zamknęła oczy i wstrzymała oddech, jeśli wrócił… nie chciała… Tak bardzo nie chciała… Już czuła się jeszcze gorzej, jeśli w ogóle było to możliwe. Jak za każdym razem przygotowała się na kolejny cios, choć ten zawsze był zaskoczeniem. Na kolejne poniżenie, z którego miała się nigdy nie podnieść… Na krzywdę, ogromną krzywdę. Ale zamiast tego usłyszała jedynie głuchy jęk i ktoś padł na podłogę. Przerażona otworzyła oczy i opuściła ręce. Anioł, o białych skrzydłach pochylał się nad ziemią. Znowu wezbrał w niej żal, że skala tą idealnie czystą biel skrzydeł swoją krwią. Jednak kiedy ich właściciel nie podnosił się dłuższą chwilę, podeszła na niego i usiadła. Mgła uciekła gdzieś w kąt.
- Ja też nie chcę tutaj być – wyszeptała. Drżącą dłonią, roztarła łzy, które spadły na podłogę. Sama też płakała, bo ktoś cierpiał, choć nawet nie rozumiała dlaczego. W końcu anioł poruszył się, jego dłonie bezwładnie opadły, a kolejne łzy spłynęły na podłogę.
- Zostawiłem cię… tutaj… samą.
Dopiero kiedy się podniósł, rozpoznała w nim anioła, którego już raz tutaj widziała. To przez niego nie mogła spać w nocy, próbując zdusić w sobie te okruchy nadziei. To przez niego wstrzymywała oddech, kiedy anioł zstępował z nieba. To przez niego, zwijając się tutaj z bólu, upokorzenia, bezsilności, wyrzucała sobie swoją głupotę, beznadziejną wiarę, resztkę nadziei, jaką miała. Westchnęła cicho, próbując powstrzymać myśli o tym, że może stąd uciec, że jest szansa na wolność.
- Wróciłeś… - wyjąkała, zwijając się ze strachu, pomimo grymasu bólu. Czy mogła oczekiwać, że nadal chciał jej pomóc? A jeśli zmienił zdanie…?
- Ciebie bolało, cierpiałaś… przeze mnie.
Wstrząsnął nią kolejny spazm płaczu. Gdzieś wewnątrz coś zabolało… ale to był inny ból… Zupełnie inny. Z wielkim wahaniem i strachem, pomimo wewnętrznego sprzeciwu bardzo delikatnie i ostrożnie dotknęła dłoni anioła, właściwie przerażona musnęła jego palec i prawie natychmiast odsunęła swoją rękę przytrzymując ją przy piersi. Dopiero po dłuższej chwili, kiedy postać przed nią nadal się nie poruszyła powtórzyła swój gest, tym razem nie odsuwając swojej dłoni.
- Tak… tak bardzo chciałam żebyś wrócił… żebyś mnie stąd zabrał… - zamilkła na chwilę, kiedy anioł spojrzał na nią. Miał oczy czerwone od łez i tak smutne, że sama ledwo wytrzymała to spojrzenie. – chciałam… chciałam mieć szansę, żeby… żeby powiedzieć ci, że wtedy się pomyliłam.
W jego oczach pojawiło się coś, czego nie rozumiała. A jeśli czegoś nie rozumiała, to znaczyło, że było to niebezpieczne i zazwyczaj źle się dla niej kończyło. Automatycznie opuściła wzrok, skuliła się  i zadrżała. Zapomniała już, że każda rana boli, kiedy napnie się mięśnie. Bardzo cicho jęknęła z bólu.
Anioł posunął się lekko w jej kierunku i powiedział coś, co zabrzmiało jak „mnie nie musisz się bać”. Obserwowała jak podnosi rękę i przesuwa ją w jej stronę, jak powoli chwyta skrawek materiału i próbuje go odsunąć. Pomimo tego, że wiedziała, że nic jej nie zrobi wyszarpała się i odsunęła w kąt.
- Nie chcę ci zrobić krzywdy. Chciałem zobaczyć co tak cię boli… - powiedział załamującym się głosem.
Drżąc rozwinęła niedbale zawiązany materiał, pokazując stłuczony brzuch. Otarła ręką łzy z policzków i odchrząknęła, zwracając tym na siebie uwagę. Widziała jak anioł otwiera ze zdziwienia usta, jak do jego oczu napływają kolejne łzy, jak patrząc na nią błagalnie jego drżące wargi poruszają się w pytanie „mogę?”. Przytaknęła, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami. Chwyciła jego dłoń, kiedy podszedł i bardzo powoli, z wielkim wahaniem, pozwoliła położyć ją sobie na brzuchu. Anioł nie przesunął jej, dopóki ta, sama tego nie zrobiła.
- Nie będziesz na mnie zła, jeśli spróbuję coś zrobić?
- A nie zrobisz mi krzywdy?
- Obiecuję, że nie zrobię.
Przytaknęła głową, a w tedy anioł pochylił się powstrzymała chęć skulenia się. Ten jedynie uśmiechnął się blado, mamrotał coś dłuższą chwilę i kiedy odsunął się, i mruknął „już” zerknęła na miejsce, które wcześniej pokrywały jedynie blizny i siniaki. Teraz nie było po nich śladu, nawet najświeższe rany zniknęły! Popatrzyła na niego, ale słowa ugrzęzły jej w gardle, zdołała jedynie wyciągnąć krwawiącą dłoń i wydusić z siebie:
- A z tym… też tak można?
Anioł przytaknął, dotknął cieknącej rany, wymruczał coś i kiedy skończył nie tylko ręka przestała krwawić a rana się zrosła, ale też palec sam się wyprostował.
- Też chcę tak umieć – mruknęła nieśmiało, przyglądając się zdrowej dłoni.
Długo siedzieli milcząc, od czasu do czasu wymieniając kilka zdań między sobą. Rozkoszowała się tym bezpieczeństwem które czuła. Kiedy był przy niej, nie musiała się tak bać. I ten anioł nie chciał zrobić jej krzywdy! Nie chciał, żeby ją bolało, żeby płakała i cierpiała. Nie chciał, żeby się bała. W końcu mu w to uwierzyła.
 - Więc… więc pójdziesz ze mną?
Nieśmiało przytaknęła głową, bojąc się tej decyzji, jej konsekwencji i tego, że anioł zmieni zdanie. Jednak ten uścisnął lekko jej dłoń i uśmiechnął się blado najpiękniejszym uśmiechem jaki widziała. Bardzo ostrożnie odwzajemniła uśmiech, a po jej twarzy spłynęło kilka łez. Nie była pewna, skąd się wzięły. Może… może to dlatego, że po raz pierwszy spotkało ją coś naprawdę dobrego?
Już kilka sekund później anioł wyciągnął do niej drugą dłoń, którą bez namysłu ścisnęła, a kiedy poprosił ją by zamknęła oczy zrobiła to bez zastanowienia. I nie poruszyła się nawet wtedy, gdy łagodny, przyjemnie chłodny wiatr przepłynął przez jej ciało, pozostawiając w nim jedynie błogi spokój. Dopiero kiedy to uczucie wypełniło ją całą z uśmiechem na twarzy otworzyła oczy.
- Witaj w siódmym niebie – powiedział anioł nadal siedzący przed nią i trzymający ją za ręce.
Zaskoczona rozejrzała się wokół siebie, po krainie pełnej przeźroczystego złota, kryształowych kwiatów i aniołów szczęśliwie unoszących się ponad nimi.
- Czy ja też tak mogę? – zapytała nieśmiało, obserwując rozbawione spojrzenie swojego towarzysza.
Anioł wstał, ciągnąc ją za sobą i jak gdyby nigdy nic odbił się od podłoża.
- Dziękuję – mruknęła zawstydzona poruszając się tuż pod słońcem – za wolność.
  

Bo to dobre zakończenie tej historii. Bo dziewczynka jest szczęśliwa, tak jak ja. Bo do każdej a nas przyszedł anioł, który zabrał nas od złego. : )

2 komentarze:

  1. O, zmiany.
    Nie przeczytałem, przeczytam - jak zwykle z opóźnieniem wszystko robię (:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taa. Wstawiłam nowe zdjęcie (jedno z najpiękniejszych, jakie widziałam do tej pory) i wrzuciłam nowego posta...
      Jak zwykle : )
      Jest dużo krótsze niż to co było ostatnio.

      P.S. Moje wielkie chęci napisania 10 rozdziału Eleny skończyły się dzisiaj na włączeniu Worda i przeczytaniu 3 zdań jednego z poprzednich rozdziałów...

      Usuń