Czekać…
Elena
zamknęła książkę i odłożyła ją na stolik. Poprawiła ciemną, luźną sukienkę i
westchnęła. Zerknęła na drzwi, ze smutkiem w oczach położyła dłonie na, nieco
wypukłym, brzuchu i blado uśmiechnęła się z czułością. Znów czekała… Nie było
dnia, żeby nie wyglądała, kiedy Stefano wróci. Zawsze otwierał drzwi,
odnajdywał ją wzrokiem, uśmiechał się najpiękniejszym uśmiechem jaki widziała i
w kilka sekund stał przed nią. Czasem podnosił ją i obracał wokół siebie, mocno
przyciskając do swojego ciała… Czasem z niewinnym wzrokiem wyjmował z za pleców
kwiaty i wzuwał je jej w dłonie… A czasem mocno przytulał, całował w czoło i
patrzył na nią z takim zachwytem, że dziewczyna z zawstydzenia przymykała oczy.
Później zazwyczaj siadali na sofie w salonie. Brunetka kładła się, opierając
głowę na Jego kolanach, słuchała długich historii o wszystkim co wydarzyło się
tego dnia i poddawała nierównemu głaskaniu jej głowy. Czasem zasypiała, gubiąc
się pomiędzy cegłą a dachówką. Wtedy Stefano przenosił ją do łóżka, w
chłodniejsze dni przykrywał nawet cienkim kocem, kładł się obok niej i patrzył
jak śpi. A kiedy wstawała pierwszym co mogła zobaczyć był Jego uśmiech.
Elena
westchnęła przeciągle. Dzisiaj czas okropnie jej się dłużył, nie było chwili w
której nie zerknęłaby na zegar, albo nie wychyliła się przez okno, by
sprawdzić, czy Jego auto nie stoi już na parkingu. Zrezygnowana przeszła do
kuchni, gdzie krzątała się bez celu. W końcu bezradna położyła się na łóżku w
sypialni. Męczyły ją powracające wspomnienia, choć wiele z nich tak bardzo
chciała zapomnieć.
Kiedy
tak wiele razy wygłupiała się z Tiną… Kiedy dawała podrywać się Kayowi, choć
wiedziała, że nic z tego nie będzie… Kiedy poznała Williama w jednym z barów i
nie dała postawić sobie ani jednego drinka… Kiedy pierwszy raz tańczyła dla
Seweryna… kiedy udało jej się go uwieść… I ten triumf nad innymi dziewczynami,
jaki wtedy czuła… Seweryn… Czy aby na pewno go kochała? Nie mogła go nazwać
pomyłką… Nie żałowała żadnej z chwil, jakie spędzili razem. Podobnie jak za
czasów Michela… Choć dopiero teraz odkrywała co tak naprawdę znaczy kochać…
Seweryn… Sew… I kiedy Tina go zabiła… kiedy pochowano go w starym, wampirzym
grobie… czy ktokolwiek jeszcze o nim pamiętał?
Elena
odwróciła się na drugi bok i zwinęła w kłębek. Nie chciała tego pamiętać, nie
chciała do tego wracać. Przecież dostała w życiu to co najpiękniejsze.
Odruchowo zerknęła na prawą rękę i uśmiechnęła się blado. Czy można chcieć
czegoś więcej?
Z
bladym uśmiechem przypomniała sobie moment, kiedy zobaczyła Stefano po raz
pierwszy. Może teraz tylko jej się wydawało, ale pamiętała, jak coś w jej
wnętrzu drgnęło i kiedy ugięły się pod nią kolona, gdy zobaczyła błękit jego
oczu. Zastanawiała się co czuł, ratując jej życie (choć i tak by nie umarła). Czy
wspomnienie ich pierwszego, świadomego, spotkania przeżywał tak jak ona… Jak
bardzo raniła Go każdym obojętnym słowem, wypowiedzianym później… I co przyszło
jej do głowy, żeby Go zostawić?! Nie wiedziała. Na szczęście wróciła po Niego
jakiś czas później. Wszystkie piękne chwile, które spędzili razem… Dopiero
teraz doceniała każdy moment w którym trzymała go za rękę, każdy Jego uśmiech.
Pamiętała, kiedy zaczęli się kłócić, jak była na Niego zła… Kiedy z jednej
strony tak bardzo tęskniła za Jego dotykiem, słowami, uśmiechem, a z drugiej
nie chciała Go znać. Aż w końcu… W końcu wszystko wybuchło i coś się skończyło.
Elena pamiętała gwałtowny wstrząs, uczucie, że płonie od środka… że jej ciało zaraz
eksploduje. Pamiętała, że jedyną myślą, celem było wybiec z domu. I udało się…
wyszła w ostatniej chwili przez zapadające się drzwi. Niewiele myśląc wpadła w
pobliskie krzaki, tam zwinęła się najbardziej jak umiała i płakała cicho.
Pamiętała jak zamarła, słysząc podjeżdżający samochód… Jak Stefano wybiegł z
niego wprost w płomienie… Jak chciała krzyczeć za Nim, ale zżerał ją strach. I
to uczucie ulgi, kiedy zobaczyła jak cały wychodzi przez frontowe drzwi… Niósł
na rękach wampira, dziewczynę, którą Mick przyprowadził tego dnia. Jej widok
był tak przerażający, że Elena niewiele myśląc uciekła. Przypomniał jej się
morderczy bieg między drzewami… aż w końcu upadła gdzieś i zasnęła… I kiedy
następnej nocy ze strachem stanęła u drzwi do tego mieszkania… Kiedy otworzyły
się drzwi i znów zobaczyła Jego twarz…
Odgłos
otwieranych drzwi gwałtownie wyrwał ją z zamyślenia. Niewiele myśląc wstała i
wybiegła do salonu. Jednak to wcale nie Stefano wrócił do mieszkania. Ktoś,
kogo już nie było pozostawił po sobie jedynie kartkę, przybitą nożem do
frontowych drzwi. „ZaBIJemY WAs” – głosił napis wyciętych z gazety liter.
Ech, trochę tych facetów pouwodziła...
OdpowiedzUsuńOj, nieładny anonim na koniec.
A ja zawsze miałam wrażenie, że było ich strasznie mało..
UsuńBardzo nieładny. : )
I niestety jest to ostatni rozdział jaki napisałam. Czekam na wenę do następnego...
Zależy kto ile uważa za mało. A Damona do tej listy się nie zalicza, czy po go w tamtej historii nie było? (nie pamiętam szczerze jak to było)
UsuńŻyczę duuużo weny, gdyż zdaję sobie sprawę jak trudno jest coś bez niej napisać.
W "mojej Elenie" był tylko Stefano, Sew, William, Michel (który był jeszcze zanim cała historia się zaczęła) i Kay (choć ten to tak średnio). 4...5 to na Elenę i tak mało.
UsuńJa czekam na "punkt zwrotny" w moim życiu, bo z tego zawsze wychodziły najlepsze rozdziały.
Niestety własnych zaręczyn "wpisać" tam nie mogłam, bo Elena i Stefano są już po ślubie...
Jak dla mnie 4-5 to jakoś szczególnie mało nie jest, ale i też nie jakoś szczególnie dużo.
Usuń(:
niestety zaręczać się kilka razy nie mogą (:
Dla mnie w sumie też. Ale to Elena... Ona wystarczyło, że kiwnęła palcem i prawie każdy był jej...
Usuńmhm : )
Trzeba poczekać na coś innego.
Widać pozostali nie byli na tyle "wartościowi", żeby ich móc wspominać.
Usuń(: to się poczeka. Nikomu się chyba nigdzie nie spieszy?
Elena nie chciała zbyt wielu... Była za bardzo do mnie podobna. I tych 4... Dobrze, że ich było tylko 4. I dobrze, że z tym jednym z nich już została. : )
UsuńMnie się nie spieszy : )
(Dopisałam happy end, do innego opowiadania dzisiaj)
(:
Usuń(:
(: