sobota, 12 października 2013

|104|. ELENA: „Bała się… o siebie, o Niego - o nich…”

Łzy rzeźbiły własne korytarze na jej bladych policzkach. Płakała z bólu, rozpaczy, smutku, ze złości na samą siebie… W palcach obracała złotą obrączkę, ledwie widoczną przez łzy. Była symbolem ich miłości, oddania, potwierdzeniem, że zawsze będą dla siebie, że będą razem. Miała im przypominać, że są jednością. Elena przymknęła oczy, próbując odetchnąć głęboko, a kiedy zrezygnowana podniosła wzrok, zerknęła na szklany stolik. Leżał na nim drugi złoty krążek, z pobłyskującym, od czasu do czasu, małym lapisem. Przyglądała mu się chwilę, póki łzy nie zamgliły jej oczu i szybko nie spłynęły po twarzy. Zostawił ją tutaj wieczorem, kiedy mówiąc „nie ma mnie” zniknął za drzwiami mieszkania. Nie wiedziała, co teraz robił. Bała się… o siebie, o Niego - o nich… o to wszystko o co walczyli… Bała się, że nagle zniszczy się to, co odbudowali i zbudowali w czasie ostatnich miesięcy. Zerknęła na obrączkę, znowu wsuniętą na palec. Zastanawiała się, czy powinna ją zostawić? A może lepiej byłoby gdyby ją zdjęła? Czy z tej magicznej chwili sprzed dwóch tygodni zostało tylko wspomnienie? Czy znowu wszystko zepsuła? Dlaczego wciąż nie potrafili żyć ze sobą? Powróciła myślami do pierścionka, zdjęła go i zaczęła obracać w palcach. Z bólem serca pochyliła się i położyła go obok drugiej, nieco większej, obrączki. Patrząc na nie oparła się o fotel. Zakryła twarz dłońmi, z których co chwila kapały łzy.
Bolało…
Czuła, jakby ją zostawił… Nie na chwilę, nie na kilka miesięcy czy lat… czuła się jakby go straciła na zawsze. Jakby jedynie miał wrócić po to, by ją stąd wyrzucić. A to bolało jeszcze bardziej. Gdzie podziały się ich wszystkie wspólne marzenia? Czy zniknęły już bezpowrotnie? Czuła się tak bezradna…
W pokoju obok zadzwonił telefon, Elena z bijącym sercem nadzwyczaj powoli wstała i ruszyła po niego. Jednak nim zdążyła wcisnąć zieloną słuchawkę telefon umilkł. Jedynie na wyświetlaczu widniała uśmiechnięta twarz Stefano i napis „1 nieodebrane połączenie”. Wróciła na fotel, ściskając telefon w dłoniach. Nie miała odwagi by zadzwonić… brakowało jej siły, by się do tego zmusić. Odłożyła urządzenie na oparcie fotela i sięgnęła po swoją obrączkę. Wpatrywała się w nią, póki nie rozmazał się jej obraz przed oczami. Wtedy wytarła nos o zasmarkaną chusteczkę i otarła lekko łzy. Telefon zawibrował, co mogło oznaczać tylko jedno – SMS. Drżącą dłonią sięgnęła po niego i odczytała wiadomość:
„Próbowałem się dodzwonić, ale nie odebrałaś...
 Nieważne już”
Nie wiedziała czy te słowa miały ją uspokoić, oznajmić, że ma się do Niego nie odzywać, czy miały ją dobić. Chłopak osiągnął skutek choć nie wiadomo czy do końca zamierzony. Słowa zabolały, piekły w sercu. Poczuła się jeszcze gorzej, a jednocześnie coś w niej mówiło, że w końcu się odezwał. Może jeszcze mu choć odrobinę zależało?
Odłożyła telefon, nie odpisując ani słowa. Bała się. Pozwoliła kolejnym łzom spływać po policzkach. Obrączkę kolejny raz zdjęła z palca i odłożyła na szklany blat, pozostawiając tuż obok drugiej… niemal identycznej.
Czuła, że to jej wina. Że to ona zawiniła, zawiodła. Przecież nie zachowywała się najlepiej… Wytknęła mu wszystkie błędy, które sama też popełniała. A przecież nie o to chodziło. Nie było już wyrzutów sumienia i poczucia winy, od środka zżerało ją coś znacznie gorszego. Popełniła błąd… kolejny raz… karygodny błąd. Którego już nie dało się naprawić. Wiedziała, że nigdy sobie tego nie wybaczy, że będzie się to za nią ciągnęło aż do końca.
A czym był koniec? Śmiercią? A czy właśnie nie umarła? Straciła wszystko. Tak, Stefano był jej wszystkim... Wszystkim co miała. Czy nie właśnie to owe „wszystko” kilka godzin temu wyszło i zniknęło? Kim teraz była?
Zdając sobie z tego sprawę, Elena kolejny raz zakryła twarz dłońmi i długo płakała. Jedynie jej urywany oddech przerywał tę straszną ciszę. Jeśli chłopak nie wróci – ona straci wszystko: życie, radość, uśmiech, miłość, nadzieję, marzenia i sens. Jednak kochała Go… Zbyt mocno, by umieć zerwać przysięgę, którą złożyła… Obietnicę, której zbyt bardzo chciała dotrzymać. Wysłała mu krótką wiadomość, odniosła telefon na szafkę nocną, położyła się na ciemnej sofie i sięgnęła po mały przedmiot na stoliku.

Musiała się teraz uzbroić w cierpliwość. Miała nadzieję, że Stefano wróci…

***
Mojej inspiracji dziękuję, że wciąż jest.
Pomimo tych niezbyt 'optymistycznych' chwil, czasem.

3 komentarze: