wtorek, 18 października 2016

|03|. DRAMIONE: "Czuła jak uginają jej się kolana i wszystko zwalnia."

  Siedziała wygodnie w jacuzzi obserwując jak bąbelki z pod jej rąk próbują wydostać się na powierzchnię. Po raz kolejny jej głowę zajmowali Ślizgoni. O ile w dobre intencje Parkinson była jeszcze w stanie uwierzyć, o tyle w Malfoya jakoś nie potrafiła. Zbyt długo bawił się nią, wciągał w swoje gierki, naśmiewał się. W jego zachowaniu próbowała znaleźć chociaż jeden niepasujący element. Mały szczegół... Który byłby dowodem na to, że Malfoy wciągnął ją w jakąś swoją podłą grę. Nie mogła na to pozwolić.
- Granger?
Powstrzymała westchnięcie, odwracając się w stronę chłopaka. Czy on zawsze musiał się pojawiać w najmniej odpowiednim momencie?
- Malfoy? Myślałam, że szukasz dziur w taktyce Harrego. Przecież gra tak ważny mecz z Puchonami! – zironizowała.
- Uważaj, bo ci uwierzę – mruknął, opierając się o brzeg jacuzzi. – Przyszedłem sprawdzić, czy nie masz znowu jakiś głupich pomysłów, zważywszy na to, że nie znalazłem cię na trybunach.

Hermiona prychnęła, szukała odpowiednich słów, by mu się odgryźć. Chciała powiedzieć coś wrednego, żeby poczuł się uważony, żeby odwrócił się i nie odzywał do niej, żeby poszedł na ten głupi mecz i dał jej spokój. Jednak w głowie czuła tylko pustkę, nie potrafiła wymyśleć nic sensownego. Siedziała nieruchomo, wpatrując się w rozbawionego blondyna, moczącego dłonie w wodzie. Znów powróciła myśl, że to wszystko jest tylko grą, całkowicie kontrolowaną przez chłopaka. Czuła, jak się nią bawi…Obraca między palcami podobnie jak pęcherzyki wody, leniwie omijające jego dłonie. I każda taka myśl bolała.
- Granger?
- Daj mi spokój – odpowiedziała i odwróciła głowę w przeciwną stronę niż stał blondyn. Jeszcze kilka razy próbował nakłonić ją do rozmowy, jednak za każdym razem dziewczyna odpowiadała z większą obojętnością. Nieświadomie doprowadzając tym chłopaka do furii.
- Granger! – warknął po dłuższej chwili, ściągając na siebie jej obojętne spojrzenie. -  Powiedz w końcu o co ci chodzi?! Wszystko jest w porządku. Pstryk! – wykonał szybki ruch palcami, - Jesteś całkowicie obojętna. Pstryk! Znowu da się z tobą normalnie pogadać. Pstryk! Obojętność. Pstryk! Zdecyduj się wreszcie, bo zaczynam mieć tego serdecznie dosyć!
- Ja też mam dosyć twoich gierek, Malfoy! – warknęła, wstając i wychodząc z wielkiej wanny. Odrzuciła włosy na plecy i odwróciła się w jego stronę. – I nie dam się wciągnąć w nie kolejny raz!
Nie czekając na odpowiedź ruszyła w stronę drzwi do swojej łazienki. Jednak w ostatniej chwili ktoś złapał ją za nadgarstek i kilka sekund później patrzyła w stalowe tęczówki, obserwując szalejącą w nich wściekłość.
- Malfoy! Puść mnie!
- Staram się jak mogę, żebyś w końcu przestała być dla mnie tak wredna. Robię wszystko, żebyś przestała być tak obojętna. Nienawidzę tego, Granger. Jasne, że mogłem zostać na meczu, ale pomyślałem sobie, że pewnie będziesz tutaj. A znając ciebie, to nigdy nie wiadomo jak to się skończy – zaczerpnął gwałtownie powietrza, ale nie pozwolił dziewczynie na wypowiedzenie choćby słowa. – Skąd mogłem wiedzieć, czy dzisiaj znowu nie zechcesz się utopić?! Dałem słowo, że nie pozwolę ci umrzeć, a obietnica arystokraty to bardzo wiele.
- Skąd mam wiedzieć, czy to nie kolejna gra, w którą chcesz mnie wciągnąć?! – odpowiedziała przez łzy. – Zrozum, Malfoy, że mam dosyć pomiatania swoją osobą. Nie wiesz jak to boli. Nie wiesz, jak bolało przez tyle lat. Nie jestem już naiwną, małą Granger, która pozwala robić ze sobą co się chce!
Ku jej zdziwieniu chłopak puścił ją i odszedł, siadając na brzegu basenu. Przez chwilę obserwowała jego pochyloną, zgarbioną sylwetkę. W końcu odetchnęła głęboko i usiadła obok, zanurzając nogi w chłodnej wodzie.
- Wiem jak boli pomiatanie, drwina i wiele gorszych rzeczy… - powiedział cicho, po dłuższej chwili milczenia, blondyn.
- Malfoy… - jęknęła dziewczyna, próbując ukryć drżenie.
- Jest ci zimno… Nie powinienem był cię zatrzymywać - odpowiedział równie spokojnie i cicho jak wcześniej.
- Ale…
- Idź do siebie, Granger, bo zaraz zmarzniesz i się przeziębisz.
- Od tego się nie umiera – mruknęła, ale posłusznie wstała i ukradkiem zerkając w jego stronę weszła do swojej łazienki. Otuliła się grubym ręcznikiem, niespiesznie wytarła i wykręciła włosy, z których co jakiś czas kapała woda.

Przeszukując szafę ciągle myślała o Malfoyu. Biła się z myślami. Nie potrafiła zrozumieć jego zachowania. Jedna część mówiła jej, że nie mógł się aż tak bardzo zmienić, że gdzieś musiał być ten niepasujący element. Za to druga przypominała o zbroi, o tym jak bardzo chciała zobaczyć chłopaka, który się pod nią chował. A jeśli to był właśnie ten, pełen bólu, tak wściekły na jej obojętność Malfoy? Zakładając luźną, pomarańczową tunikę i czarne legginsy w głowie Hermiony rodziły się coraz to nowe pytania. Co jeśli to wszystko jednak nie było grą? Czy Parkinson mówiła prawdę o tym, jak bardzo się zmienili? Dlaczego Malfoy tak nienawidził, kiedy była obojętna? O co mu chodziło? Na czym zależało? Wpatrując się we własne odbicie, zorientowała się, że stoi w łazience, przeczesując nerwowo schnące włosy. Przez niedomknięte okno słychać było odgłosy meczu. Gryfonka cieszyła się, że z takiej odległości nie dało się zrozumieć słów. Z lekkim uśmiechem powróciła do rozmyślań. Dlaczego Ślizgonowi tak zależało na jej życiu? Wiedziała ile znaczyła obietnica arystokracji, jej złamanie było utratą honoru rodziny… albo jej resztek w przypadku rodzin Śmierciożerców. Dopiero teraz dotarło do niej, jak ważne słowa wypowiedział chłopak. Jeśli to wszystko co robił byłoby zabawą, na pewno nie obiecywałby jej niczego. Brązowowłosa powróciła myślami do tamtego dnia, tamtej chwili, kiedy tak bardzo chciała umrzeć, odciąć się do wszystkiego. Kiedy Malfoy ocalił jej życie, a ona była na niego tak wściekła. Kiedy w końcu opadły emocje i dopadło ją to dziwne, ale tak znane jej uczucie, które tak bardzo chciała wymazać z pamięci. Jego wspomnienie wróciło nim zdążyła się przed nim obronić. Złapała się nawet na tym, że za nim tęskni… Dłuższą chwilę nie dawało jej to spokoju.
- Bezpieczeństwo – mruknęła sama do siebie. Spojrzała na wielkie, ciemne drzwi i przygryzła wargę. Powinna…?
Nadal niezdecydowana pchnęła drzwi, szybko rozejrzała się po pomieszczeniu, ale w Łazience Prefektów Naczelnych już nikogo nie było. Naprzeciwko niej znajdowało się przejście do dormitorium Malfoya. Hermiona westchnęła przeciągle, ale odważnie ruszyła przed siebie. Nie pozwoliła, by po raz kolejny dopadły ją wspomnienia. Tuż przed drzwiami zatrzymała się, zastanawiając czy na pewno powinna wejść. Nie bała się walczyć z Voldemordem, a przerażała ją rozmowa ze Ślizgonem? Uśmiechnęła się krzywo i przekroczyła próg. Łazienka była urządzona dokładnie tak jak jej. Po prawej stronie prysznic, dalej niewielka szafka, po przeciwnej stronie wysoki regał, ze schowaną za nim ubikacją i umywalka, stojąca tuż obok dziewczyny, z lustrem zdobionym kafelkową, siwo-zieloną mozaiką. Gryfonka niepewnie ruszyła dalej. Weszła do dormitorium z sercem bijącym tak szybko i głośno, że Hermiona miała wrażenie, że słychać je na pół zamku. Odchrząknęła nerwowo, ściągając tym na siebie zdziwione spojrzenie chłopaka. Widziała jak jego brwi unoszą się do góry i na ustach pojawia się ten charakterystyczny uśmiech.
- Granger… - powiedział tonem, który dziewczyna zbyt dobrze znała.
- Nawet nie zaczynaj – przerwała mu, cofając się o krok. Była gotowa wrócić do swojej sypialni, bez słowa wyjaśnienia. Wszystko co wymyśliła wcześniej powoli wylatywało jej z głowy, tracąc swój sens. Co ona tutaj w ogóle robiła? Nim zdążyła odpowiedzieć sobie na to pytanie blondyn wstał, jego mina zmieniła się na znacznie poważniejszą i przyglądał jej się z zainteresowaniem. Po chwili odezwał się:
- Możesz usiąść – wskazał ręką na łóżko. Hermiona uśmiechnęła się i uniosła lekko brwi.
- Malfoy, nie przesadzasz?
- Nie wyobrażaj sobie za dużo – mruknął, odwzajemniając uśmiech. A dziewczyna posłusznie usiadła na brzegu łóżka, opierając się o jeden z filarów.
Dopiero teraz rozejrzała się po pomieszczeniu. Naprzeciwko niej znajdowały się drzwi, prowadzące do Pokoju Wspólnego Slytherinu, obok nich stała ciemna komoda, z ustawionymi na niej stosami książek i zwojów pergaminu. Po prawej stronie, przy biurku w identycznym kolorze, na krześle pokrytym zieloną tkaniną siedział Malfoy, szybko kończąc jedno z wypracowań, zwinnie przy tym poruszając czarnym piórem. Nieco dalej były drzwi do łazienki. Po lewej stronie Gryfonki znajdował się kominek, w którym wesoło tańczyły płomienie, a bliżej niej niewielki stolik nocny ze starą lampą. Dziewczyna ze zdziwieniem stwierdziła, że w niewielkiej wnęce obok komody znajduje się szafa idealnie zamaskowana brudnozieloną zasłoną. Wszystkie meble, łącznie z wielkim łóżkiem, zrobione były z ciemnego, egzotycznego drewna. Misterne rzeźbienia dodawały im powagi i zarazem uroku. Na podłodze rozciągnięty był dywan z wielkim godłem domu Salazara i wyhaftowanym, wijącym się na nim wężem. Kotary łóżka i zasłony przy wielkich oknach miały odcień brudnej zieleni, ze zdobieniami pociągniętymi srebrną nitką. Ściany wydawały się siwe, przy świetle jeziora, wpadającym z okien. Gdzieniegdzie zobaczyć można było srebrne wzory, skrzące lekko. Hermiona przyglądała się temu z zachwytem, jej dormitorium wyglądało bardzo podobnie, jednak utrzymane w kolorach purpury i złota nie dorastało temu do pięt. Fascynował ją półmrok panujący w pomieszczeniu.
- Podoba ci się – zauważył blondyn, przyglądając się jej uważnie.
- Niesamowite światło – przyznała, spoglądając na niego. Siedział odwrócony w jej stronę, z jedną ręką na oparciu krzesła, a drugą podpierając głowę.
- Nie przyszłaś tutaj bez powodu… – ciągnął.
- Nie. Znaczy… - przygryzła dolną wargę, podwijając nogi pod brodę i pozwalając by baleriny zsunęły się jej ze stóp. – Ciągle szukam w tym wszystkim jakieś dziury, czegoś, co nie pasuje do reszty. Czegoś, co udowodni mi, że to wszystko co się dzieje to gra. Że tylko się mną bawisz…
- Granger… - westchnął wstając.
- Daj mi skończyć, Malfoy. Chodzi o to, że ciągle próbuję znaleźć choć jeden mały, niepasujący szczegół, cały czas tego szukam… - westchnęła zrezygnowana, -  ale nie umiem znaleźć. Jak na złość… Przez większość tego co robisz próbujesz mi udowodnić, że to wszystko jest szczere, a ja cięgla nie umiem w to uwierzyć.
Próbowała szybko zetrzeć łzę z policzka, tak, by Ślizgon jej nie zauważył. Nie udało się. Blondyn przykucnął przed nią, opierając się o brzeg łóżka. Patrzył tak, jakby chciał coś powiedzieć, ale czekał, aż dziewczyna jeszcze coś doda, kiedy po kilkunastu minutach nadal milczała, zabrał głos. Mówił nadzwyczaj spokojnie, opanowanym tonem, uważając na każde wypowiedziane słowo. I robił to tak cicho, że Hermiona musiała się lekko pochylić, by go usłyszeć.
- Nie znajdziesz nic, bo to nie jest żadna gra czy zabawa, Granger. Wiele się zmieniło… eh, Pansy już ci to tłumaczyła, mam nadzieję, że lepiej niż ja – spuścił głowę. – Jest całe mnóstwo spraw, o których nie masz pojęcia. Tak bardzo chciałbym, żebyś je znała… Ale jedyne co mnie powstrzymuje od tego, żeby ci je powiedzieć to myśl, że mi nie ufasz. Że weźmiesz to za kolejną bajeczkę, bujdę, którą mówię każdej dziewczynie. A to nieprawda.
- Malfoy… Dlaczego to wszystko robisz?
- Bo… Bo mi zależy, Granger.
Czuła, jak po jej plecach przebiega dreszcz, choć sens tych słów jeszcze do niej nie dotarł. Broniła się przed tą myślą jak mogła. Przecież…
- To niemożliwe – szepnęła.
- Nie spodziewałem się, że mi uwierzysz.
- Sprawiłeś mi zbyt wiele bólu, pomiatałeś mną, bawiłeś się, obrażałeś… Nie zacznę nagle wierzyć w każde twoje słowo.
- Bitwa zmieniła nie tylko ciebie…. Mam jeszcze kilka miesięcy – uśmiechnął się blado – może zmienisz zdanie.
- Może… - dziewczyna wzruszyła ramionami. A chłopak wrócił na krzesło obok biurka i zaczął porządkować rozrzucone na nim rzeczy.
W głowie Hermiony jedna myśl goniła drugą, pytanie zastępowało kolejne i jedna rzecz nie dawała spokoju… Zależało mu. Nawet jeśli powiedział to tylko by jutro wyszydzić z jej wiary w te słowa. Dzisiaj mogły być prawdziwe. Ale czy chciała mu wierzyć? Czy potrafiła? Gnębiona myślami wstała, podeszła do drzwi i powiedziała, zerkając na blondyna:
- Nie powinnam przeszkadzać.
Bała się, że Malfoy dostrzeże w niej coś, czego wcale nie chciała mu pokazywać.
- Nie wygłupiaj się. Gdybyś mi przeszkadzała nie miałbym oporu, żeby cię o tym poinformować.
Odwróciła się przodem do niego i popatrzyła zaskoczona. Czy to nadal był ten sam człowiek? Nagle dotarło do niej, że jeśli stąd wyjdzie, przestanie być dziwnie bezpiecznie i swobodnie. Nie chciała tego tracić… To było zbyt przyjemne.
- A mogłabym zostać tutaj jeszcze chwilę? – zapytała, przygryzając dolną wargę. Chłopak uśmiechnął się rozbawiony, machnął ręką w stronę pokoju.
- Rozgość się – powiedział. – Już kończę.
Powoli przeszła przez pomieszczenie i usadowiła się wygodnie na dywanie, naprzeciw kominka. Rozkoszowała się ciepłem, jakie dawały płomienie. Kilka razy wyciągnęła ręce w ich stronę, chcąc je ogrzać. Nawet nie zauważyła kiedy Dracon dosiadł się do niej i rozpoczęli zwyczajną rozmowę, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Było… Bezpiecznie.

Kolejne dni ciszy. Jakoś jej to nie dziwiło. W ostatnim meczu wygrali Gryfoni więc cały Dom Lwa chodził zadowolony po korytarzach. Hermiona z mniej zadowoloną miną co chwila słuchała relacji Harrego z meczu i nadal udawała, że na nim była. Kontuzjowany Ron leżał w Skrzydle Szpitalnym. I choć nie powinno jej to cieszyć, na samą myśl, na jej ustach pojawiał się blady uśmiech. Idąc na lekcję Transmutacji po raz kolejny słuchała historii jak Weasley dostał tłuczkiem i prawie spadł z miotły, gdyby nie Amelia Ritz – nowa atakująca Gryffindoru, która uratowała go w ostatniej chwili. Z tendencjami rudego można było się spodziewać, że w najbliższym czasie to właśnie ta dziewczyna stanie się obiektem jego westchnień i Hermiona w końcu będzie miała spokój. Niespodziewanie dołączyła do nich Ginny, witając się z nimi entuzjastycznie i oznajmiając, że udało jej się zdobyć kolejny Wybitny z Obrony przed Czarną Magią. Oboje zgodnie jej pogratulowali.
- Patrz gdzie idziesz, Granger! – warknął Malfoy wchodząc wprost na nią.
Czuła jak uginają jej się kolana i wszystko zwalnia. Odruchowo chwyciła jego szatę, chcąc złapać równowagę i tym samym ciągnąc go ku sobie.
- Malfoy! – syknęła wściekła, czując na swojej twarzy jego oddech. Blondyn pochylił się obejmując ją w tali, by oboje nie runęli na marmurową posadzkę. Niecałą sekundę mierzyli się wrogimi spojrzeniami, odzyskując równowagę – Czego chcesz tym razem?
- Szczycenia się twoją obecnością – odpowiedział sarkastycznie. Hermiona wywróciła oczami. – Zobaczymy się na Zielarstwie.
Puścił ją i znacznie się odsunął, nadal mierząc ją wściekłym spojrzeniem. Dziewczyna przymknęła oczy, próbując ochłonąć po całym zajściu. Z pełnią obojętności w głosie wyszeptała:
- Nie zmusisz mnie do kolejnej godziny siedzenia z tobą.
Blondyn uniósł brwi, ale nic nie odpowiedział. Gryfonka czuła, jak stojący obok Harry rwie się by wtrącić swoje trzy grosze, wiec odrzuciła włosy do tyłu, poprawiła torbę i obojętnie przeszła obok Ślizgonów. Oprócz Pansy i Blase’a nikt nie zauważył, że przesunęła się znacznie bliżej Malfoy’a niż należało i powiedziała mu cicho:
- Tylko nie przy Harrym! - Na co chłopak jeszcze ciszej parsknął.
Hermiona niewzruszenie patrzyła przed siebie idąc na Transmutację, Malfoy znów coś chciał i tylko dlatego tak się zgrywał. Choć musiała przyznać, że jego pomysły stawały się coraz ciekawsze. Uśmiechnęła się na samą myśl, z jak bliska mogła zobaczyć oczy blondyna. I ten dziwny blask, którego nie rozumiała. Może znowu coś wymyślił? A może tym razem zaczynał grę, w którą nieświadomie się wpakowała?

***
Bo czas nadrobić te wszystkie zaległości. A wymyślanie coraz to nowych zajęć byle nie zrobić rzeczy na studia zaczyna być moim nowym hobby.
Gratuluję każdemu kto wytrwał do końca.

2 komentarze:

  1. O, zmiany wystroju widzę (:

    Hermiona to sama nie wie czego chce. Odejść - zostać, zaufać - nie zaufać, wierzyć - nie wierzyć. Żeby jej te jego oczy nie przesłoniły złego, które wcześniej jej wyrządził.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zabieram się za zrobienie tu czegoś ładnego i takiego, żeby mi się podobało : )

      Jak to kobieta...

      Usuń