Siedziała wygodnie w jacuzzi
obserwując jak bąbelki z pod jej rąk próbują wydostać się na powierzchnię. Po
raz kolejny jej głowę zajmowali Ślizgoni. O ile w dobre intencje Parkinson była
jeszcze w stanie uwierzyć, o tyle w Malfoya jakoś nie potrafiła. Zbyt długo
bawił się nią, wciągał w swoje gierki, naśmiewał się. W jego zachowaniu
próbowała znaleźć chociaż jeden niepasujący element. Mały szczegół... Który byłby
dowodem na to, że Malfoy wciągnął ją w jakąś swoją podłą grę. Nie mogła na to
pozwolić.
- Granger?
Powstrzymała westchnięcie,
odwracając się w stronę chłopaka. Czy on zawsze musiał się pojawiać w najmniej
odpowiednim momencie?
- Malfoy? Myślałam, że szukasz
dziur w taktyce Harrego. Przecież gra tak ważny mecz z Puchonami! –
zironizowała.
- Uważaj, bo ci uwierzę – mruknął,
opierając się o brzeg jacuzzi. – Przyszedłem sprawdzić, czy nie masz znowu
jakiś głupich pomysłów, zważywszy na to, że nie znalazłem cię na trybunach.
Hermiona prychnęła, szukała odpowiednich słów,
by mu się odgryźć. Chciała powiedzieć coś wrednego, żeby poczuł się uważony,
żeby odwrócił się i nie odzywał do niej, żeby poszedł na ten głupi mecz i dał
jej spokój. Jednak w głowie czuła tylko pustkę, nie potrafiła wymyśleć nic
sensownego. Siedziała nieruchomo, wpatrując się w rozbawionego blondyna,
moczącego dłonie w wodzie. Znów powróciła myśl, że to wszystko jest tylko grą,
całkowicie kontrolowaną przez chłopaka. Czuła, jak się nią bawi…Obraca między
palcami podobnie jak pęcherzyki wody, leniwie omijające jego dłonie. I każda
taka myśl bolała.
- Granger?
- Daj mi spokój – odpowiedziała i
odwróciła głowę w przeciwną stronę niż stał blondyn. Jeszcze kilka razy
próbował nakłonić ją do rozmowy, jednak za każdym razem dziewczyna odpowiadała
z większą obojętnością. Nieświadomie doprowadzając tym chłopaka do furii.
- Granger! – warknął po dłuższej
chwili, ściągając na siebie jej obojętne spojrzenie. - Powiedz w końcu o co ci chodzi?! Wszystko
jest w porządku. Pstryk! – wykonał szybki ruch palcami, - Jesteś całkowicie
obojętna. Pstryk! Znowu da się z tobą normalnie pogadać. Pstryk! Obojętność. Pstryk!
Zdecyduj się wreszcie, bo zaczynam mieć tego serdecznie dosyć!
- Ja też mam dosyć twoich gierek,
Malfoy! – warknęła, wstając i wychodząc z wielkiej wanny. Odrzuciła włosy na
plecy i odwróciła się w jego stronę. – I nie dam się wciągnąć w nie kolejny
raz!
Nie czekając na odpowiedź ruszyła
w stronę drzwi do swojej łazienki. Jednak w ostatniej chwili ktoś złapał ją za
nadgarstek i kilka sekund później patrzyła w stalowe tęczówki, obserwując
szalejącą w nich wściekłość.
- Malfoy! Puść mnie!
- Staram się jak mogę, żebyś w
końcu przestała być dla mnie tak wredna. Robię wszystko, żebyś przestała być
tak obojętna. Nienawidzę tego, Granger. Jasne, że mogłem zostać na meczu, ale
pomyślałem sobie, że pewnie będziesz tutaj. A znając ciebie, to nigdy nie
wiadomo jak to się skończy – zaczerpnął gwałtownie powietrza, ale nie pozwolił
dziewczynie na wypowiedzenie choćby słowa. – Skąd mogłem wiedzieć, czy dzisiaj
znowu nie zechcesz się utopić?! Dałem słowo, że nie pozwolę ci umrzeć, a
obietnica arystokraty to bardzo wiele.
- Skąd mam wiedzieć, czy to nie kolejna
gra, w którą chcesz mnie wciągnąć?! – odpowiedziała przez łzy. – Zrozum,
Malfoy, że mam dosyć pomiatania swoją osobą. Nie wiesz jak to boli. Nie wiesz,
jak bolało przez tyle lat. Nie jestem już naiwną, małą Granger, która pozwala
robić ze sobą co się chce!
Ku jej zdziwieniu chłopak puścił
ją i odszedł, siadając na brzegu basenu. Przez chwilę obserwowała jego
pochyloną, zgarbioną sylwetkę. W końcu odetchnęła głęboko i usiadła obok,
zanurzając nogi w chłodnej wodzie.
- Wiem jak boli pomiatanie, drwina
i wiele gorszych rzeczy… - powiedział cicho, po dłuższej chwili milczenia,
blondyn.
- Malfoy… - jęknęła dziewczyna,
próbując ukryć drżenie.
- Jest ci zimno… Nie powinienem
był cię zatrzymywać - odpowiedział równie spokojnie i cicho jak wcześniej.
- Ale…
- Idź do siebie, Granger, bo zaraz
zmarzniesz i się przeziębisz.
- Od tego się nie umiera –
mruknęła, ale posłusznie wstała i ukradkiem zerkając w jego stronę weszła do
swojej łazienki. Otuliła się grubym ręcznikiem, niespiesznie wytarła i
wykręciła włosy, z których co jakiś czas kapała woda.
Przeszukując szafę ciągle myślała
o Malfoyu. Biła się z myślami. Nie potrafiła zrozumieć jego zachowania. Jedna
część mówiła jej, że nie mógł się aż tak bardzo zmienić, że gdzieś musiał być
ten niepasujący element. Za to druga przypominała o zbroi, o tym jak bardzo
chciała zobaczyć chłopaka, który się pod nią chował. A jeśli to był właśnie
ten, pełen bólu, tak wściekły na jej obojętność Malfoy? Zakładając luźną,
pomarańczową tunikę i czarne legginsy w głowie Hermiony rodziły się coraz to
nowe pytania. Co jeśli to wszystko jednak nie było grą? Czy Parkinson mówiła
prawdę o tym, jak bardzo się zmienili? Dlaczego Malfoy tak nienawidził, kiedy
była obojętna? O co mu chodziło? Na czym zależało? Wpatrując się we własne
odbicie, zorientowała się, że stoi w łazience, przeczesując nerwowo schnące
włosy. Przez niedomknięte okno słychać było odgłosy meczu. Gryfonka cieszyła
się, że z takiej odległości nie dało się zrozumieć słów. Z lekkim uśmiechem
powróciła do rozmyślań. Dlaczego Ślizgonowi tak zależało na jej życiu?
Wiedziała ile znaczyła obietnica arystokracji, jej złamanie było utratą honoru
rodziny… albo jej resztek w przypadku rodzin Śmierciożerców. Dopiero teraz
dotarło do niej, jak ważne słowa wypowiedział chłopak. Jeśli to wszystko co
robił byłoby zabawą, na pewno nie obiecywałby jej niczego. Brązowowłosa
powróciła myślami do tamtego dnia, tamtej chwili, kiedy tak bardzo chciała
umrzeć, odciąć się do wszystkiego. Kiedy Malfoy ocalił jej życie, a ona była na
niego tak wściekła. Kiedy w końcu opadły emocje i dopadło ją to dziwne, ale tak
znane jej uczucie, które tak bardzo chciała wymazać z pamięci. Jego wspomnienie
wróciło nim zdążyła się przed nim obronić. Złapała się nawet na tym, że za nim
tęskni… Dłuższą chwilę nie dawało jej to spokoju.
- Bezpieczeństwo – mruknęła sama
do siebie. Spojrzała na wielkie, ciemne drzwi i przygryzła wargę. Powinna…?
Nadal niezdecydowana pchnęła
drzwi, szybko rozejrzała się po pomieszczeniu, ale w Łazience Prefektów
Naczelnych już nikogo nie było. Naprzeciwko niej znajdowało się przejście do
dormitorium Malfoya. Hermiona westchnęła przeciągle, ale odważnie ruszyła przed
siebie. Nie pozwoliła, by po raz kolejny dopadły ją wspomnienia. Tuż przed
drzwiami zatrzymała się, zastanawiając czy na pewno powinna wejść. Nie bała się
walczyć z Voldemordem, a przerażała ją rozmowa ze Ślizgonem? Uśmiechnęła się
krzywo i przekroczyła próg. Łazienka była urządzona dokładnie tak jak jej. Po
prawej stronie prysznic, dalej niewielka szafka, po przeciwnej stronie wysoki
regał, ze schowaną za nim ubikacją i umywalka, stojąca tuż obok dziewczyny, z
lustrem zdobionym kafelkową, siwo-zieloną mozaiką. Gryfonka niepewnie ruszyła
dalej. Weszła do dormitorium z sercem bijącym tak szybko i głośno, że Hermiona
miała wrażenie, że słychać je na pół zamku. Odchrząknęła nerwowo, ściągając tym
na siebie zdziwione spojrzenie chłopaka. Widziała jak jego brwi unoszą się do
góry i na ustach pojawia się ten charakterystyczny uśmiech.
- Granger… - powiedział tonem,
który dziewczyna zbyt dobrze znała.
- Nawet nie zaczynaj – przerwała
mu, cofając się o krok. Była gotowa wrócić do swojej sypialni, bez słowa
wyjaśnienia. Wszystko co wymyśliła wcześniej powoli wylatywało jej z głowy,
tracąc swój sens. Co ona tutaj w ogóle robiła? Nim zdążyła odpowiedzieć sobie na
to pytanie blondyn wstał, jego mina zmieniła się na znacznie
poważniejszą i przyglądał jej się z zainteresowaniem. Po chwili odezwał się:
- Możesz usiąść – wskazał ręką na
łóżko. Hermiona uśmiechnęła się i uniosła lekko brwi.
- Malfoy, nie przesadzasz?
- Nie wyobrażaj sobie za dużo –
mruknął, odwzajemniając uśmiech. A dziewczyna posłusznie usiadła na brzegu
łóżka, opierając się o jeden z filarów.
Dopiero teraz rozejrzała się po
pomieszczeniu. Naprzeciwko niej znajdowały się drzwi, prowadzące do Pokoju
Wspólnego Slytherinu, obok nich stała ciemna komoda, z ustawionymi na niej
stosami książek i zwojów pergaminu. Po prawej stronie, przy biurku w
identycznym kolorze, na krześle pokrytym zieloną tkaniną siedział Malfoy,
szybko kończąc jedno z wypracowań, zwinnie przy tym poruszając czarnym piórem.
Nieco dalej były drzwi do łazienki. Po lewej stronie Gryfonki znajdował się
kominek, w którym wesoło tańczyły płomienie, a bliżej niej niewielki stolik
nocny ze starą lampą. Dziewczyna ze zdziwieniem stwierdziła, że w niewielkiej
wnęce obok komody znajduje się szafa idealnie zamaskowana brudnozieloną
zasłoną. Wszystkie meble, łącznie z wielkim łóżkiem, zrobione były z ciemnego,
egzotycznego drewna. Misterne rzeźbienia dodawały im powagi i zarazem uroku. Na
podłodze rozciągnięty był dywan z wielkim godłem domu Salazara i wyhaftowanym, wijącym
się na nim wężem. Kotary łóżka i zasłony przy wielkich oknach miały odcień
brudnej zieleni, ze zdobieniami pociągniętymi srebrną nitką. Ściany wydawały
się siwe, przy świetle jeziora, wpadającym z okien. Gdzieniegdzie zobaczyć
można było srebrne wzory, skrzące lekko. Hermiona przyglądała się temu z
zachwytem, jej dormitorium wyglądało bardzo podobnie, jednak utrzymane w
kolorach purpury i złota nie dorastało temu do pięt. Fascynował ją półmrok
panujący w pomieszczeniu.
- Podoba ci się – zauważył
blondyn, przyglądając się jej uważnie.
- Niesamowite światło – przyznała,
spoglądając na niego. Siedział odwrócony w jej stronę, z jedną ręką na oparciu
krzesła, a drugą podpierając głowę.
- Nie przyszłaś tutaj bez powodu…
– ciągnął.
- Nie. Znaczy… - przygryzła dolną
wargę, podwijając nogi pod brodę i pozwalając by baleriny zsunęły się jej ze
stóp. – Ciągle szukam w tym wszystkim jakieś dziury, czegoś, co nie pasuje do reszty.
Czegoś, co udowodni mi, że to wszystko co się dzieje to gra. Że tylko się mną
bawisz…
- Granger… - westchnął wstając.
- Daj mi skończyć, Malfoy. Chodzi
o to, że ciągle próbuję znaleźć choć jeden mały, niepasujący szczegół, cały
czas tego szukam… - westchnęła zrezygnowana, -
ale nie umiem znaleźć. Jak na złość… Przez większość tego co robisz
próbujesz mi udowodnić, że to wszystko jest szczere, a ja cięgla nie umiem w to
uwierzyć.
Próbowała szybko zetrzeć łzę z
policzka, tak, by Ślizgon jej nie zauważył. Nie udało się. Blondyn przykucnął
przed nią, opierając się o brzeg łóżka. Patrzył tak, jakby chciał coś
powiedzieć, ale czekał, aż dziewczyna jeszcze coś doda, kiedy po kilkunastu
minutach nadal milczała, zabrał głos. Mówił nadzwyczaj spokojnie, opanowanym
tonem, uważając na każde wypowiedziane słowo. I robił to tak cicho, że Hermiona
musiała się lekko pochylić, by go usłyszeć.
- Nie znajdziesz nic, bo to nie
jest żadna gra czy zabawa, Granger. Wiele się zmieniło… eh, Pansy już ci to
tłumaczyła, mam nadzieję, że lepiej niż ja – spuścił głowę. – Jest całe mnóstwo
spraw, o których nie masz pojęcia. Tak bardzo chciałbym, żebyś je znała… Ale
jedyne co mnie powstrzymuje od tego, żeby ci je powiedzieć to myśl, że mi nie
ufasz. Że weźmiesz to za kolejną bajeczkę, bujdę, którą mówię każdej
dziewczynie. A to nieprawda.
- Malfoy… Dlaczego to wszystko
robisz?
- Bo… Bo mi zależy, Granger.
Czuła, jak po jej plecach
przebiega dreszcz, choć sens tych słów jeszcze do niej nie dotarł. Broniła się
przed tą myślą jak mogła. Przecież…
- To niemożliwe – szepnęła.
- Nie spodziewałem się, że mi
uwierzysz.
- Sprawiłeś mi zbyt wiele bólu, pomiatałeś
mną, bawiłeś się, obrażałeś… Nie zacznę nagle wierzyć w każde twoje słowo.
- Bitwa zmieniła nie tylko
ciebie…. Mam jeszcze kilka miesięcy – uśmiechnął się blado – może zmienisz
zdanie.
- Może… - dziewczyna wzruszyła
ramionami. A chłopak wrócił na krzesło obok biurka i zaczął porządkować
rozrzucone na nim rzeczy.
W głowie Hermiony jedna myśl
goniła drugą, pytanie zastępowało kolejne i jedna rzecz nie dawała spokoju…
Zależało mu. Nawet jeśli powiedział to tylko by jutro wyszydzić z jej wiary w
te słowa. Dzisiaj mogły być prawdziwe. Ale czy chciała mu wierzyć? Czy
potrafiła? Gnębiona myślami wstała, podeszła do drzwi i powiedziała, zerkając
na blondyna:
- Nie powinnam przeszkadzać.
Bała się, że Malfoy dostrzeże w
niej coś, czego wcale nie chciała mu pokazywać.
- Nie wygłupiaj się. Gdybyś mi
przeszkadzała nie miałbym oporu, żeby cię o tym poinformować.
Odwróciła się przodem do niego i
popatrzyła zaskoczona. Czy to nadal był ten sam człowiek? Nagle dotarło do
niej, że jeśli stąd wyjdzie, przestanie być dziwnie bezpiecznie i swobodnie.
Nie chciała tego tracić… To było zbyt przyjemne.
- A mogłabym zostać tutaj jeszcze
chwilę? – zapytała, przygryzając dolną wargę. Chłopak uśmiechnął się
rozbawiony, machnął ręką w stronę pokoju.
- Rozgość się – powiedział. – Już
kończę.
Powoli przeszła przez
pomieszczenie i usadowiła się wygodnie na dywanie, naprzeciw kominka.
Rozkoszowała się ciepłem, jakie dawały płomienie. Kilka razy wyciągnęła ręce w ich
stronę, chcąc je ogrzać. Nawet nie zauważyła kiedy Dracon dosiadł się do niej i
rozpoczęli zwyczajną rozmowę, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Było…
Bezpiecznie.
Kolejne dni ciszy. Jakoś jej to
nie dziwiło. W ostatnim meczu wygrali Gryfoni więc cały Dom Lwa chodził
zadowolony po korytarzach. Hermiona z mniej zadowoloną miną co chwila słuchała
relacji Harrego z meczu i nadal udawała, że na nim była. Kontuzjowany Ron leżał
w Skrzydle Szpitalnym. I choć nie powinno jej to cieszyć, na samą myśl, na jej
ustach pojawiał się blady uśmiech. Idąc na lekcję Transmutacji po raz kolejny
słuchała historii jak Weasley dostał tłuczkiem i prawie spadł z miotły, gdyby
nie Amelia Ritz – nowa atakująca Gryffindoru, która uratowała go w ostatniej
chwili. Z tendencjami rudego można było się spodziewać, że w najbliższym czasie
to właśnie ta dziewczyna stanie się obiektem jego westchnień i Hermiona w końcu
będzie miała spokój. Niespodziewanie dołączyła do nich Ginny, witając się z
nimi entuzjastycznie i oznajmiając, że udało jej się zdobyć kolejny Wybitny z
Obrony przed Czarną Magią. Oboje zgodnie jej pogratulowali.
- Patrz gdzie idziesz, Granger! –
warknął Malfoy wchodząc wprost na nią.
Czuła jak uginają jej się kolana i
wszystko zwalnia. Odruchowo chwyciła jego szatę, chcąc złapać równowagę i tym
samym ciągnąc go ku sobie.
- Malfoy! – syknęła wściekła,
czując na swojej twarzy jego oddech. Blondyn pochylił się obejmując ją w tali,
by oboje nie runęli na marmurową posadzkę. Niecałą sekundę mierzyli się wrogimi
spojrzeniami, odzyskując równowagę – Czego chcesz tym razem?
- Szczycenia się twoją obecnością
– odpowiedział sarkastycznie. Hermiona wywróciła oczami. – Zobaczymy się na
Zielarstwie.
Puścił ją i znacznie się odsunął,
nadal mierząc ją wściekłym spojrzeniem. Dziewczyna przymknęła oczy, próbując
ochłonąć po całym zajściu. Z pełnią obojętności w głosie wyszeptała:
- Nie zmusisz mnie do kolejnej
godziny siedzenia z tobą.
Blondyn uniósł brwi, ale nic nie
odpowiedział. Gryfonka czuła, jak stojący obok Harry rwie się by wtrącić swoje
trzy grosze, wiec odrzuciła włosy do tyłu, poprawiła torbę i obojętnie przeszła
obok Ślizgonów. Oprócz Pansy i Blase’a nikt nie zauważył, że przesunęła się
znacznie bliżej Malfoy’a niż należało i powiedziała mu cicho:
- Tylko nie przy Harrym! - Na co
chłopak jeszcze ciszej parsknął.
Hermiona niewzruszenie patrzyła
przed siebie idąc na Transmutację, Malfoy znów coś chciał i tylko dlatego tak
się zgrywał. Choć musiała przyznać, że jego pomysły stawały się coraz
ciekawsze. Uśmiechnęła się na samą myśl, z jak bliska mogła zobaczyć oczy
blondyna. I ten dziwny blask, którego nie rozumiała. Może znowu coś wymyślił? A
może tym razem zaczynał grę, w którą nieświadomie się wpakowała?
***
Bo czas nadrobić te wszystkie zaległości. A wymyślanie coraz to nowych zajęć byle nie zrobić rzeczy na studia zaczyna być moim nowym hobby.
Gratuluję każdemu kto wytrwał do końca.
Bo czas nadrobić te wszystkie zaległości. A wymyślanie coraz to nowych zajęć byle nie zrobić rzeczy na studia zaczyna być moim nowym hobby.
Gratuluję każdemu kto wytrwał do końca.
O, zmiany wystroju widzę (:
OdpowiedzUsuńHermiona to sama nie wie czego chce. Odejść - zostać, zaufać - nie zaufać, wierzyć - nie wierzyć. Żeby jej te jego oczy nie przesłoniły złego, które wcześniej jej wyrządził.
Zabieram się za zrobienie tu czegoś ładnego i takiego, żeby mi się podobało : )
UsuńJak to kobieta...