Stał nerwowo zaciskając ręce. Denerwował się… bardzo się
denerwował. Po raz setny poprawił mankiet czarnej koszuli, kontrastującej z
jego bladą skórą. Odchrząknął, w głowie powtarzając kolejny raz jedne z
najważniejszy słów w jego życiu. Szybko zerknął na zegarek. Jeszcze kilka minut – pomyślał. Znów
nerwowo zacisnął ręce, rozglądając się. Już od dłuższego czasu szukał
najodpowiedniejszego miejsca na tę okazję i w końcu znalazł. Niedaleko domu, w
którym teraz mieszkał rozciągał się wielki, gęsty las, a kilkadziesiąt metrów w
głąb znajdowało się wzniesienie, porośnięte jedynie trawą i drobnymi kwiatami…
Jej ulubionymi. Drobne płatki delikatnie łaskotały stopy, muskając je przy
każdym powiewie wiatru. Szum drzew dodawał miejscu tajemniczości, podobnie jak
wielki głaz, porośnięty od dołu mchem, nieco po lewej stronie od środka polany.
Niebo pełne było gwiazd, z pełnią księżyca, leniwie wynurzającego się zza koron
drzew. Choć Stefano doskonale widział w ciemności, na kamieniu obok niego
leniwie migotał płomień świecy, dając niewielką poświatę na obszar wokół niego.
Podobnie oświetlona była ścieżka, prowadząca od niego ku leśnej gęstwinie. Miejsce
pełne było czegoś, na co chłopak nie umiał znaleźć odpowiedniego słowa. Nerwowo
zerknął na zegarek, poprawił mankiety koszuli i odetchnął głęboko. Nigdy by nie
przypuszczał, że nadejdzie tak stresująca chwila w jego życiu. Tak bardzo
chciał, by choć ten jeden raz było tak, jak sobie wymarzyła, by było wyjątkowo…
Idealnie… Właśnie dla Niej. Odruchowo poprawił niewielki bukiet białych
kwiatów, leżący na kamieniu, a kiedy się odwrócił, usłyszał szelest.
Wyprostował się nerwowo nabierając powietrza i zacisnął ręce. Nadszedł czas…
I właśnie wtedy Ją zobaczył. W białej sukni wyglądała nadzwyczaj
pięknie, z luźno opuszczonymi włosami, poskromionymi jedynie niewielkim
wiankiem polnych kwiatów, błogim uśmiechem i naturalnym pięknem od którego
nigdy nie umiał oderwać oczu. Była najpiękniejszą kobietą… i wiedział, że dla
niego na zawsze już nią pozostanie. Nagle jego myśli cofnęły się kilka miesięcy
wstecz…
Było
tuż po północy, kiedy ostatkami sił wstał z łóżka i leniwie doczołgał się do
salonu. Obudziła go natrętna melodia dzwonka do drzwi. Otworzył je półprzytomny
i zamarł... Przed nim stała dziewczyna z brązowymi, lekko kręconymi włosami,
grzywką opadającą na przerażone, ciemnoniebieskie oczy, charakterystycznym
nosem i bladą skórą. Była szczupła, ubrana w płaszcz, potarganą bluzkę i
spodnie, a wszystko czarne, łącznie z ciężkimi butami. Jej serce biło za wolno
jak na człowieka, co oznaczało, że też musiała być półwampirem. Tak bardzo
przypominała Elenę… Właściwie była identyczna.
-
Przepraszam – wyszeptała głosem jego ukochanej. – Stefano, tak bardzo
przepraszam.
Stał
nieruchomo nie wierząc temu co widzi i słyszy. To musiał być wymysł jego
wyobraźni, Elena nie żyła, przecież wczoraj znalazł jej spalone ciało… A teraz
stała przed nim. Jednak nawet jeśli to był tylko sen chciał wierzyć, że to
dzieje się naprawdę. Odsunął się od drzwi, by dziewczyna mogła wejść do środka.
Jej powrót nie okazał się snem, a rzeczywistością. A teraz Elena z
najpiękniejszym uśmiechem szła w jego stronę. Rozkoszował się każdym Jej
krokiem, oddechem. A kiedy podeszła bliżej zobaczył w jej oczach zachwyt i
radość, jakiej nie widział nigdy wcześniej. Po kilku kolejnych krokach
wyciągnęła ku niemu rękę, uścisnął ją, rozkoszując się Jej delikatnym dotykiem.
W końcu stanęła przed nim, posyłając mu jeszcze jeden szeroki uśmiech. Wsunęła
za ucho jeden z kosmyków, który opadł Jej na policzek i przymknęła oczy. Wyglądała
tak pięknie…
- Jak tu magicznie… - westchnęła, patrząc mu w oczy.
Odwzajemnił uśmiech. Elena
znalazła idealne słowo by opisać miejsce, w którym się znajdowali.
***
Nowy rozdział Eleny : )
Kiedy następny - niestety nie mam pojęcia.
Kiedy następny - niestety nie mam pojęcia.
I powróciła...
OdpowiedzUsuńMhm.
UsuńPrzynajmniej wstęp jest w miarę dobry...
(:
Usuń