Wrzuciłam od razu całość, bo nie chce mi się tego dzielić na części. Życzę cierpliwości w czytaniu tego... czegoś.
Znów znajdowała się w tym pustym pomieszczeniu. Szare,
ubrudzone ściany wydawały się nienaturalnie jasne w pokoju bez okien i drzwi.
Może to z powodu białej mgły unoszącej się wokół nich? Podłoga, ze startymi już
panelami też lekko skrzyła, a nad nią, jakby drobinki nieopadającego nigdy
kurzu wiła się ta sama mgła. Wydawało się, że światło pada z każdej strony, a
jednocześnie znikąd. I ten uciążliwy zapach stęchlizny i świeżej krwi…
Przerażało ją to. Doskonale wiedziała gdzie jest, jednak nie potrafiła przyznać tego przed sobą. Powstrzymując
drżenie usiadła w najdalszym kącie pokoju i podciągnęła kolana pod brodę.
Wpatrywała się z przerażeniem w pustkę, śledząc dokładnie każdy milimetr
pomieszczenia. Jednak kiedy na samym jego środku rozbłysło światło ze strachu
jeszcze szerzej otworzyła oczy. Anioł powoli zstępował z nieba. Zamarła w
bezruchu, jakby miała nadzieję, że jej nie zauważy. Tylko jej oczy wpatrywały
się w niego z niedowierzaniem. Wcale nie był wysoki… wydawało się, że idealnego
wzrostu. I nie tak umięśniony jak wszystkie anioły, jakie widziała do tej pory.
Właściwie… Jego mięśnie były ledwo widoczne na bladej skórze. Jasne,
przydługawe włosy okalały twarz, a grzywka zasłaniała oczy w najczystszym
odcieniu błękitu jaki tutaj widziała. Usta miał zaciśnięte w wąską linię,
jednak mimo to były doskonale wykrojone, choć wydawało się o ton ciemniejsze
niż powinny. Kiedy jego stopy dotknęły podłogi, jasność za nim zniknęła i
dopiero teraz mogła zobaczyć śnieżnobiałe skrzydła. Idealnie czyste, nie
splamione ani jedną krzywdą. Przez kilka sekund wezbrał się w niej żal, że te
pióra już nigdy nie będą tak białe. Że to właśnie ona przyczyni się do ich
brudu…
- Podejdź, istoto piekielna.
Głos też miał idealny. Zmysłowy i jakby melodyjny, lecz z
nutą szorstkości, która, o dziwo, nie raziła. Powstrzymując drżenie kolan
posłusznie wstała i dygocząc podeszła do chłopaka. Miała rację, był idealny...
Zerknęła na niego przelotnie i uporczywie wpatrywała się w podłogę, nie śmiała
spojrzeć na niego kolejny raz. Mocno zaciskała zęby na dolnej wardze, by nie
wybuchnąć płaczem. Bała się… Tak bardzo się bała.
- Spójrz na mnie – rozkazał. Nie był to jednak władczy
ton, raczej… prośba? Nie, na pewno się myliła. Anioły nigdy nie prosiły. One
tylko wymagały.
Posłusznie podniosła głowę. Dolna warga drżała jej coraz
bardziej. Próbowała nie patrzeć mu w oczy, jednak chęć była zbyt wielka.
Błękit… idealny błękit. Nie potrafiła porównać go z niczym co widziała na ziemi
i w piekle, a nawet tutaj, czymkolwiek było to miejsce. Można było utonąć w tym
spojrzeniu.
- Wiem kim jestem... Wiem gdzie jesteśmy... I choć to nic
nie da, proszę… proszę nie rób mi krzywdy – wydukała, trzęsąc się, - Ja… Ja
tylko…
- Ciii…
Przyłożył jej palec do ust, patrząc błagalnie. Dotyk
każdego anioła był inny i podobnie jak brud skrzydeł zależał od ilości krzywd i
bólu, jakie wyrządził. Jednak jego był niezwykły… Wcale nie tak delikatny jak
mogłoby się wydawać. W żadnym stopniu nie był też natarczywy, ani gwałtowny i
bez dziwnego uczucia wymuszenia. Raczej… silny, zdecydowany, a równocześnie
niesamowicie lekki. Taki, jaki każda z nich nazwałaby niebiańskim.
Przygryzanie dolnej wargi nic nie dało i po policzkach
dziewczyny pociekły łzy. Bała się. Z każdą sekundą jej lęk narastał.
Strach… Towarzyszył jej zawsze od kiedy została
przywołana tutaj pierwszy raz. Rozumiała, dlaczego wszystkie płakały, po
powrocie do piekieł. A niebo przecież kojarzyło się z czymś idealnym,
bezpiecznym, bezgranicznie dobrym…
Stała dokładnie w tym samym miejscu, w tej samej
podartej, ubrudzonej krwią szacie. Dokładnie pamiętała każdy, choćby
najmniejszy szczegół. Nie chciała przywoływać tego wspomnienia, ale samo
powracało jak bumerang, nie dając o sobie zapomnieć. Odzywając się w najmniej
odpowiednich chwilach. Wtedy… Stała tutaj zupełnie nieświadoma… W ciemności.
Mgła zwinnie wiła się gdzieś w kątach, umykając przed jej wzrokiem. Stała,
mając w głowie każdą usłyszaną opowieść… Wydawało jej się, że jest przygotowana
na ból, na cierpienie jakiego dozna. I wtedy pierwszy raz zobaczyła anioła. Złota
zbroja lśniła, jakby odbijała promienie słońca. Staranne, idealne wykończenia i
fantazyjne wzory mieniły się ukazując majestat postaci. Miał ostre rysy twarzy,
nieco orlikowaty nos, wąskie usta, ściągnięte brwi i ciemne oczy, w świetle
zapewne pobłyskiwały czekoladowym brązem. Czarne, krótko ścięte włosy idealnie
współgrały z całością, dodając nieco stanowczości i surowość. Wtedy rozpostarł
skrzydła i ostatki czaru błogości prysły. O ile zimny wzrok nie wzbudzał tyle
strachu, to pióra aż w nadmiarze. Od dołu czerniały, by przejść przez wszystkie
odcienie czerwieni i zatrzymać się na, gdzie niegdzie, jeszcze jaśniejącej
bieli. Obraz wyrządzonych krzywd malował się aż nazbyt wyraźnie. Podejrzewała,
że nawet w piekle nikt nie obnosiłby się tak ze swoim okrucieństwem. Ale niebo miało swoje prawa… Zamachnął się
uderzając ją otwartą pięścią w policzek. Zabolało… A właściwie szczypało, jak
otwarta rana.
- Jak śmiesz podchodzić tak blisko świętości?!
Choć nie był to krzyk, wzdłuż kręgosłupa przeszły ją
ciarki. Ledwo podniosła się z ziemi, postać stała tuż nad nią. Wpatrywała się w
anioła z przerażeniem. Widziała, jak podnosił rękę, by wymierzyć kolejny cios.
Ale nie zdążyła poruszyć się nawet o milimetr, kiedy znów poczuła ból. Upadła, w
ostatniej chwili zasłaniając się rękami. Łzy same płynęły już po policzkach.
Czuła jak z rozciętej wargi sączy się krew.
- Jak śmiesz podnosić wzrok na świętość?!
Powoli podniosła się na kolana, oddychając głęboko.
Bolało, bardzo bolało. Patrzyła na przeciwległy kąt pokoju, na powoli snującą
się mgłę.
- Jak śmiesz przebywać przed obliczem świętości?! Jak
śmiesz nie odpowiadać na jej pytania?!
Z każdym słowem potrząsał gwałtownie jej ramionami. Po
czym odepchnął ją w przeciwległy kąt, tak, że uderzyła tyłem głowy o ścianę.
Ból… Na kilka sekund zalała ją fala ciemności. Była zbyt błoga, by móc trwać
dłużej. Tutaj liczył się tylko ból i strach. Bała się każdego kolejnego
szybkiego i płytkiego oddechu, który brała. Bała się, że anioł usłyszy jej zbyt
głośne i szybkie bicie serca. Z szeroko otwartymi oczami obserwowała, jak znów
podchodzi w jej stronę. Błysk w oczach całkowicie mu zniknął, mogłaby przysiąc,
że wyraz twarzy też odrobinę się zmienił, ale nadal pozostawał zimny i
nieprzenikniony. Kiedy zatrzymał się kilka metrów od niej, spuściła głowę. Bała
się. Słone łzy mieszały się z czerwoną krwią, ściekając z dolnej wargi i brody.
Przygotowała się na kolejny cios, ale zamiast tego anioł chwycił jej nadgarstek
i ostro szarpnął, prawie wyrywając rękę. Uścisk miał jak stal, zaciśnięte palce
aż paliły na skórze. Myślała, że nie wytrzyma. Chciała wrócić do piekła. Do
jego brudu, żaru… Podziemie wydawało się niczym, przy takim upokorzeniu. Uścisk
na nadgarstku lekko zmalał. Próbowała powstrzymać napływająca myśl, że to już
koniec. To dawało zbyt wielką nadzieję… Niepotrzebnie. Ledwo stojąc na nogach,
próbowała się uspokoić. Daremnie… Pięść anioła znów zderzyła się z jej,
osłoniętym cienkim materiałem, ciałem. Wycelowana prosto w brzuch, trafiła
kilka centymetrów nad pępkiem. Zabolało. Zwinęła się, osłaniając brzuch rękami
i próbując nabrać powietrza. Ale to było zbyt dużo. Przed sobą widziała tylko
ciemność. Lekki świst wydobywający się z gardła uprzytomnił jej dopiero, że
wciąż jest w tym samym miejscu. Powstrzymywała wymioty, lekko się zataczając.
Strach i ból.
- To piekło coś odczuwa? – wyczuwała drwinę w jego głosie
– Należy wam się o wiele więcej!
Znów jednym ruchem zmiótł ją na oddaloną o kilka metrów
ścianę. Znów ostatkami sił, próbowała złagodzić upadek. Znów nie wyszło. Jej
ciało powoli ześlizgnęło się po szarej ścianie. Wijąca się mgła, szybko
uciekła. Niemal natychmiast odzyskując przytomność czuła każdy siniak,
zadrapanie i złamanie na swoim ciele. Była cała mokra od mieszaniny krwi i łez.
Miała dosyć… Gdyby tylko mogła ponownie umrzeć… Nie potrafiła już znieść tego
wszystkiego. Ból… ogromny ból. I strach, przywołujący coraz to gorsze sceny.
Dopiero po chwili zdała sobie sprawę jak bardzo dygoce. Ale nie miała już siły
tego powstrzymać. Była zbyt słaba…
Na kilka sekund podniosła wzrok. Anioł stał odwrócony
tyłem do niej i dopiero po chwili zorientowała się co robił. Ściągał kolejne
elementy złotej zbroi, z czcią układając je jedna obok drugiej. Jak w
zwolnionym tempie dotarło do niej, co stanie się za chwilę…
Nie… Nie… Nie… Nawet jej mózg nie chciał tego przyjąć.
Pomimo braku sił skuliła się, najbardziej jak mogła. Nie… nie! Na samą myśl
przeszywał ją niewyobrażalny spazm bólu. Nie… tak bardzo się tego bała…
Zwyczajny strach wydawał się teraz niczym… I wtedy nagi anioł odwrócił się.
Dziewczyna zadrżała, otrząsając się ze wspomnień.
Odsunęła się o kilka kroków, drżąc ze strachu.
- Co oni ci zrobili? – zapytał. Znów zbyt łagodnie, jak
na każdego anioła, którego znała… przecież nie mógł być inny od nich wszystkich.
Nie mógł. Po prostu nie mógł.
Ostrożnie podwinęła i tak podarty materiał, ukazując
głębokie rozcięcie i fioletowo-czerwoną skórę na nodze. Po chwili, powoli go
opuściła i odwróciła się. Dygocząc potrząsnęła ramieniem, odsłaniając
posiniaczone plecy. W niektórych miejscach już bledły, przybierając żółty lub
zielonkawy kolor, ale w innych nadal były bordowe, ciemnofioletowe i czerwone. Znów
odwróciła się do anioła, wyciągnęła rękę z wyraźnymi odciskami zaciśniętych
palców na nadgarstkach, bliznami po przeciętej skórze, zadrapaniami i siniakami
we wszystkich kolorach. Opuściła ją i stała, wpatrując się w stopy. Próbowała
nie myśleć, jak były wykręcane, deptane, kopane…
Łzy polowi sunęły po jej twarzy. Anioł patrzył na nią z
szeroko otwartymi oczami. Ostrożnie i powoli wyciągnął rękę jakby chciał jej
dotknąć. Odruchowo skuliła się i zatrzęsła.
- Mogę? – Popatrzyła na niego zdziwiona. Po raz pierwszy ktoś
pytał ją o pozwolenie. – Nie zrobię Ci krzywdy.
Twierdząco kiwnęła głową, spuszczając wzrok. Nie
potrafiła uwierzyć w to, co się działo. Czuła bardzo delikatny dotyk palców na
skórze. Nie wiedziała, dlaczego mu zaufała. Nie powinna. Ale…
Był inny. Był… Właśnie, kim był? Przypatrywała się jego
twarzy, kiedy powoli oglądał jej ciało. Przez chwilę wydawało jej się, że w
jego oczach widzi łzy. Szybko odsunęła od siebie tę myśl. Nie mógł płakać. Nie
anioł, nie tutaj! Ale przecież był inny… Kim był? Już kilka razy zabierała się,
by zadać to pytanie. W końcu zebrała się w sobie na tyle, by ledwo dosłyszalnie
zapytać:
- Kim jesteś?
- Aniołem – odpowiedział, najspokojniej i najłagodniej
jak mógł. Ani na chwilę nie przerywając starannego oglądania jej ciała.
- Ale… - odsunęła się gwałtownie o kilka kroków. – Ale…
- Jestem aniołem… z siódmego nieba. Tam nie ma wojowników…
i nie wyrządza się krzywdy. Mało kto opuszcza to niebo, żeby zejść tutaj. Ale… –
spojrzał jej w oczy – ja… Ja chcę Ci pomóc.
Patrzyła na niego błagalnie i z lekkim niedowierzaniem.
Pomóc? Jej? Jej nie dało się już pomóc. Nie dało się na ziemi… a tym bardziej
tutaj. Ale chciała w to wierzyć, tak bardzo chciała w to wierzyć… Wyciągnęła
ręce prze siebie, przypatrując się przez chwilę fioletowym śladom. Po czym
opuściła je, nadal wpatrując się w to samo miejsce. Dłuższą chwilę trwało,
zanim podniosła wzrok. W jej oczach znów szkliły się łzy. By po chwili wolno
spłynąć po policzkach. Pomóc? Jej nie dało się już pomóc. Anioł patrzył ze
strachem i bólem w oczach. Choć to wydawało się tak nierealne… tak niemożliwe.
Dziewczyna wpatrywała się w podłogę.
- Mnie nie da się już pomóc – wyszeptała i rozpłakała
kolejny raz.
Nie miała już siły powstrzymywać myśli, upadła na kolana
i zakryła twarz dłońmi. Wszystko bolało jakby na nowo... I tak bardzo się bała.
Skrzywdzi ją, na pewno ją skrzywdzi, tak, jak każdy. Wykorzysta i ze śmiechem
opuści to miejsce. A ona po raz kolejny pozbawiona nadziei odejdzie w otchłań
piekieł. A to była najbardziej przerażająca myśl. Zbyt dobrze wiedziała, co
działo się w tym pomieszczeniu. Zbyt dobrze pamiętała… Wielkie łzy kapały na
poranione ciało i podarty materiał. Kątem oka widziała, jak anioł klęka tuż
obok niej. Skuliła się w sobie. Zbyt bardzo bała się, że zrobi jej jakąś
krzywdę. Że to ziarno nadziei, które gdzieś tam ciągle o sobie przypominało
zostanie jej brutalnie zabrane.
- Pomogę ci, zabiorę cię do miejsca gdzie wszyscy są
szczęśliwi… - ostrożnym ruchem starł łzy z jej policzków. Dotyk był tak delikatny,
że aż szczypał skórę – Gdzie nie zna się zła…
- Nie da się. Rozumiesz, nie da się! – szeptała. – Nie
wiesz, jak to wszystko wygląda. Nie wiesz jak to boli, kiedy ktoś bardzo silny
uderza mnie w twarz. Kiedy jestem poniżana, bita, kopana… Nie wiesz, jak się
czuję, kiedy ktoś mnie gwałci kolejny raz. Nie wiesz jak to wszystko boli. Nie
wiesz ile w tym strachu… zepsucia, zła… Nie wiesz jak to jest kiedy czekam aż
to się skończy. Kiedy tysięczny raz tracę nadzieję… Nie wiesz.
Spuściła głowę. Tak bardzo miała już dosyć. To wszystko
kosztowało ją zbyt wiele wysiłku. Całkowicie opadła z sił…
Nicość. Tak za nią
tęskniła… Jednak już po chwili uniosła ciężkie powieki ślepo patrząc przed
siebie. Dłuższą chwilę zajęło jej dojście do tego gdzie jest i co tutaj robi.
Zaskoczona, szerokimi oczami, spojrzała na twarz chłopaka. Nie skrzywdził jej…
Jeszcze jej nie skrzywdził.
- Opowiesz mi..?
Kiwnęła lekko głową i zaczęła snuć długą, pełną bólu
opowieść. Opisywała każdego anioła, którego spotkała, ilość krzyw, jakimi się
otaczał, siłę, kolor skrzydeł, a nawet oczy. Każdy cios, uderzenie, upadek, każdą
sekundę spędzoną w tym pomieszczeniu. Każdą chwilę nadziei i każdy następujący
po niej zawód. Opowiadała wszystkie historie, które pamiętała, przerywając je
tylko płaczem. Opowiadała o cieknącej krwi, o łzach, które nie interesowały
nikogo... o samotności, opuszczeniu, beznadziejności. Mówiła o piekle, o tym, że
choć to najgorsze miejsce, za każdym razem do niego wracała… Bo było jedynym,
jakie miała.
W końcu zamilkła i przymknęła oczy. Czuła jak łzy same
płyną po policzkach, jak anioł ostrożnie ściera je palcami i jak po chwili
spływają kolejne.
- Pomogę ci…
- Nie da się – odpowiedziała ze smutnym uśmiechem.
Oboje milczeli dłuższą chwilę. Po czym dziewczyna wstała
i znów patrząc na własne stopy powiedziała:
- Chyba już czas…
- Pójdź ze mną. Nie będziesz już się bała. Nie będzie
strachu. Nigdy… obiecuję. Tylko proszę, pójdź ze mną…
Popatrzyła na niego, na jego twarz, oczy, na wyciągniętą
rękę, Po czym pokręciła przecząco głową, ocierając łzy.
- Przepraszam… - nabrała powietrza i kilka sekund stała w
bezruchu. – Przepraszam, ale nie mogę.
Nie śmiała podnieść wzroku, zobaczyć, jak wyraz jego
twarzy się zmienia. Przygryzła dolną wargę, czekając aż anioł odejdzie. Jednak
ten, odgarnął jej włosy z twarzy, ledwo odczuwalnie dotknął wargami jej czoła i
odsunął się.
- Wrócę. Zobaczysz…
Mocniej ścisnęła powieki, powstrzymując kolejne łzy, a
kiedy je podniosła zobaczyła jak cała jej nadzieja znika. Już nigdy tutaj nie
wróci. Już nigdy nie będzie choć przez sekundę tak bezpieczna…
Ze względu na nawał pracy pozwól, że przeczytam to w bardziej wolnej chwili, gdyż nie chcę pisać komentarza na odczepne.
OdpowiedzUsuńOczywiście. Nikt nie każe czytać teraz : )
UsuńTylko mam takie dziwne odczucia, jak nie przeczytam od razu.
UsuńOj tam. Przeczytasz jak będziesz miał czas i tyle : )
UsuńPrzeczytałem i jestem pod wrażeniem (można by powiedzieć awesome do kwadratu). Dawno już nie czytałem czegoś "innego" od podręczników akademickich i tu jak znalazł miła odmiana.
UsuńAle on wróci, nie?
Jej... Spodobało się... ": )"
UsuńNo właśnie nie wiem czy wróci... Moje nastawienie do tego zmienia się co jakiś czas.
Spodobało nawet.
UsuńMusi wrócić. Do tytułu by nie pasowało...
: )
UsuńNie wiem... Na razie, jak myślę, to by wrócił.
(:
Usuń: )
Usuń