poniedziałek, 7 stycznia 2013

003. Not be alone.


 Wrzuciłam od razu całość, bo nie chce mi się tego dzielić na części. Życzę cierpliwości w czytaniu tego... czegoś.

 Znów znajdowała się w tym pustym pomieszczeniu. Szare, ubrudzone ściany wydawały się nienaturalnie jasne w pokoju bez okien i drzwi. Może to z powodu białej mgły unoszącej się wokół nich? Podłoga, ze startymi już panelami też lekko skrzyła, a nad nią, jakby drobinki nieopadającego nigdy kurzu wiła się ta sama mgła. Wydawało się, że światło pada z każdej strony, a jednocześnie znikąd. I ten uciążliwy zapach stęchlizny i świeżej krwi… Przerażało ją to. Doskonale wiedziała gdzie jest, jednak nie potrafiła  przyznać tego przed sobą. Powstrzymując drżenie usiadła w najdalszym kącie pokoju i podciągnęła kolana pod brodę. Wpatrywała się z przerażeniem w pustkę, śledząc dokładnie każdy milimetr pomieszczenia. Jednak kiedy na samym jego środku rozbłysło światło ze strachu jeszcze szerzej otworzyła oczy. Anioł powoli zstępował z nieba. Zamarła w bezruchu, jakby miała nadzieję, że jej nie zauważy. Tylko jej oczy wpatrywały się w niego z niedowierzaniem. Wcale nie był wysoki… wydawało się, że idealnego wzrostu. I nie tak umięśniony jak wszystkie anioły, jakie widziała do tej pory. Właściwie… Jego mięśnie były ledwo widoczne na bladej skórze. Jasne, przydługawe włosy okalały twarz, a grzywka zasłaniała oczy w najczystszym odcieniu błękitu jaki tutaj widziała. Usta miał zaciśnięte w wąską linię, jednak mimo to były doskonale wykrojone, choć wydawało się o ton ciemniejsze niż powinny. Kiedy jego stopy dotknęły podłogi, jasność za nim zniknęła i dopiero teraz mogła zobaczyć śnieżnobiałe skrzydła. Idealnie czyste, nie splamione ani jedną krzywdą. Przez kilka sekund wezbrał się w niej żal, że te pióra już nigdy nie będą tak białe. Że to właśnie ona przyczyni się do ich brudu…
- Podejdź, istoto piekielna.
Głos też miał idealny. Zmysłowy i jakby melodyjny, lecz z nutą szorstkości, która, o dziwo, nie raziła. Powstrzymując drżenie kolan posłusznie wstała i dygocząc podeszła do chłopaka. Miała rację, był idealny... Zerknęła na niego przelotnie i uporczywie wpatrywała się w podłogę, nie śmiała spojrzeć na niego kolejny raz. Mocno zaciskała zęby na dolnej wardze, by nie wybuchnąć płaczem. Bała się… Tak bardzo się bała.
- Spójrz na mnie – rozkazał. Nie był to jednak władczy ton, raczej… prośba? Nie, na pewno się myliła. Anioły nigdy nie prosiły. One tylko wymagały.
Posłusznie podniosła głowę. Dolna warga drżała jej coraz bardziej. Próbowała nie patrzeć mu w oczy, jednak chęć była zbyt wielka. Błękit… idealny błękit. Nie potrafiła porównać go z niczym co widziała na ziemi i w piekle, a nawet tutaj, czymkolwiek było to miejsce. Można było utonąć w tym spojrzeniu.
- Wiem kim jestem... Wiem gdzie jesteśmy... I choć to nic nie da, proszę… proszę nie rób mi krzywdy – wydukała, trzęsąc się, - Ja… Ja tylko…
- Ciii…
Przyłożył jej palec do ust, patrząc błagalnie. Dotyk każdego anioła był inny i podobnie jak brud skrzydeł zależał od ilości krzywd i bólu, jakie wyrządził. Jednak jego był niezwykły… Wcale nie tak delikatny jak mogłoby się wydawać. W żadnym stopniu nie był też natarczywy, ani gwałtowny i bez dziwnego uczucia wymuszenia. Raczej… silny, zdecydowany, a równocześnie niesamowicie lekki. Taki, jaki każda z nich nazwałaby niebiańskim.
Przygryzanie dolnej wargi nic nie dało i po policzkach dziewczyny pociekły łzy. Bała się. Z każdą sekundą jej lęk narastał.
Strach… Towarzyszył jej zawsze od kiedy została przywołana tutaj pierwszy raz. Rozumiała, dlaczego wszystkie płakały, po powrocie do piekieł. A niebo przecież kojarzyło się z czymś idealnym, bezpiecznym, bezgranicznie dobrym…
Stała dokładnie w tym samym miejscu, w tej samej podartej, ubrudzonej krwią szacie. Dokładnie pamiętała każdy, choćby najmniejszy szczegół. Nie chciała przywoływać tego wspomnienia, ale samo powracało jak bumerang, nie dając o sobie zapomnieć. Odzywając się w najmniej odpowiednich chwilach. Wtedy… Stała tutaj zupełnie nieświadoma… W ciemności. Mgła zwinnie wiła się gdzieś w kątach, umykając przed jej wzrokiem. Stała, mając w głowie każdą usłyszaną opowieść… Wydawało jej się, że jest przygotowana na ból, na cierpienie jakiego dozna. I wtedy pierwszy raz zobaczyła anioła. Złota zbroja lśniła, jakby odbijała promienie słońca. Staranne, idealne wykończenia i fantazyjne wzory mieniły się ukazując majestat postaci. Miał ostre rysy twarzy, nieco orlikowaty nos, wąskie usta, ściągnięte brwi i ciemne oczy, w świetle zapewne pobłyskiwały czekoladowym brązem. Czarne, krótko ścięte włosy idealnie współgrały z całością, dodając nieco stanowczości i surowość. Wtedy rozpostarł skrzydła i ostatki czaru błogości prysły. O ile zimny wzrok nie wzbudzał tyle strachu, to pióra aż w nadmiarze. Od dołu czerniały, by przejść przez wszystkie odcienie czerwieni i zatrzymać się na, gdzie niegdzie, jeszcze jaśniejącej bieli. Obraz wyrządzonych krzywd malował się aż nazbyt wyraźnie. Podejrzewała, że nawet w piekle nikt nie obnosiłby się tak ze swoim okrucieństwem.  Ale niebo miało swoje prawa… Zamachnął się uderzając ją otwartą pięścią w policzek. Zabolało… A właściwie szczypało, jak otwarta rana.
- Jak śmiesz podchodzić tak blisko świętości?!
Choć nie był to krzyk, wzdłuż kręgosłupa przeszły ją ciarki. Ledwo podniosła się z ziemi, postać stała tuż nad nią. Wpatrywała się w anioła z przerażeniem. Widziała, jak podnosił rękę, by wymierzyć kolejny cios. Ale nie zdążyła poruszyć się nawet o milimetr, kiedy znów poczuła ból. Upadła, w ostatniej chwili zasłaniając się rękami. Łzy same płynęły już po policzkach. Czuła jak z rozciętej wargi sączy się krew.
- Jak śmiesz podnosić wzrok na świętość?!
Powoli podniosła się na kolana, oddychając głęboko. Bolało, bardzo bolało. Patrzyła na przeciwległy kąt pokoju, na powoli snującą się mgłę.
- Jak śmiesz przebywać przed obliczem świętości?! Jak śmiesz nie odpowiadać na jej pytania?!
Z każdym słowem potrząsał gwałtownie jej ramionami. Po czym odepchnął ją w przeciwległy kąt, tak, że uderzyła tyłem głowy o ścianę. Ból… Na kilka sekund zalała ją fala ciemności. Była zbyt błoga, by móc trwać dłużej. Tutaj liczył się tylko ból i strach. Bała się każdego kolejnego szybkiego i płytkiego oddechu, który brała. Bała się, że anioł usłyszy jej zbyt głośne i szybkie bicie serca. Z szeroko otwartymi oczami obserwowała, jak znów podchodzi w jej stronę. Błysk w oczach całkowicie mu zniknął, mogłaby przysiąc, że wyraz twarzy też odrobinę się zmienił, ale nadal pozostawał zimny i nieprzenikniony. Kiedy zatrzymał się kilka metrów od niej, spuściła głowę. Bała się. Słone łzy mieszały się z czerwoną krwią, ściekając z dolnej wargi i brody. Przygotowała się na kolejny cios, ale zamiast tego anioł chwycił jej nadgarstek i ostro szarpnął, prawie wyrywając rękę. Uścisk miał jak stal, zaciśnięte palce aż paliły na skórze. Myślała, że nie wytrzyma. Chciała wrócić do piekła. Do jego brudu, żaru… Podziemie wydawało się niczym, przy takim upokorzeniu. Uścisk na nadgarstku lekko zmalał. Próbowała powstrzymać napływająca myśl, że to już koniec. To dawało zbyt wielką nadzieję… Niepotrzebnie. Ledwo stojąc na nogach, próbowała się uspokoić. Daremnie… Pięść anioła znów zderzyła się z jej, osłoniętym cienkim materiałem, ciałem. Wycelowana prosto w brzuch, trafiła kilka centymetrów nad pępkiem. Zabolało. Zwinęła się, osłaniając brzuch rękami i próbując nabrać powietrza. Ale to było zbyt dużo. Przed sobą widziała tylko ciemność. Lekki świst wydobywający się z gardła uprzytomnił jej dopiero, że wciąż jest w tym samym miejscu. Powstrzymywała wymioty, lekko się zataczając. Strach i ból.
- To piekło coś odczuwa? – wyczuwała drwinę w jego głosie – Należy wam się o wiele więcej!
Znów jednym ruchem zmiótł ją na oddaloną o kilka metrów ścianę. Znów ostatkami sił, próbowała złagodzić upadek. Znów nie wyszło. Jej ciało powoli ześlizgnęło się po szarej ścianie. Wijąca się mgła, szybko uciekła. Niemal natychmiast odzyskując przytomność czuła każdy siniak, zadrapanie i złamanie na swoim ciele. Była cała mokra od mieszaniny krwi i łez. Miała dosyć… Gdyby tylko mogła ponownie umrzeć… Nie potrafiła już znieść tego wszystkiego. Ból… ogromny ból. I strach, przywołujący coraz to gorsze sceny. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę jak bardzo dygoce. Ale nie miała już siły tego powstrzymać. Była zbyt słaba…
Na kilka sekund podniosła wzrok. Anioł stał odwrócony tyłem do niej i dopiero po chwili zorientowała się co robił. Ściągał kolejne elementy złotej zbroi, z czcią układając je jedna obok drugiej. Jak w zwolnionym tempie dotarło do niej, co stanie się za chwilę…
Nie… Nie… Nie… Nawet jej mózg nie chciał tego przyjąć. Pomimo braku sił skuliła się, najbardziej jak mogła. Nie… nie! Na samą myśl przeszywał ją niewyobrażalny spazm bólu. Nie… tak bardzo się tego bała… Zwyczajny strach wydawał się teraz niczym… I wtedy nagi anioł odwrócił się.
Dziewczyna zadrżała, otrząsając się ze wspomnień. Odsunęła się o kilka kroków, drżąc ze strachu.
- Co oni ci zrobili? – zapytał. Znów zbyt łagodnie, jak na każdego anioła, którego znała… przecież nie mógł być inny od nich wszystkich. Nie mógł. Po prostu nie mógł.
Ostrożnie podwinęła i tak podarty materiał, ukazując głębokie rozcięcie i fioletowo-czerwoną skórę na nodze. Po chwili, powoli go opuściła i odwróciła się. Dygocząc potrząsnęła ramieniem, odsłaniając posiniaczone plecy. W niektórych miejscach już bledły, przybierając żółty lub zielonkawy kolor, ale w innych nadal były bordowe, ciemnofioletowe i czerwone. Znów odwróciła się do anioła, wyciągnęła rękę z wyraźnymi odciskami zaciśniętych palców na nadgarstkach, bliznami po przeciętej skórze, zadrapaniami i siniakami we wszystkich kolorach. Opuściła ją i stała, wpatrując się w stopy. Próbowała nie myśleć, jak były wykręcane, deptane, kopane…
Łzy polowi sunęły po jej twarzy. Anioł patrzył na nią z szeroko otwartymi oczami. Ostrożnie i powoli wyciągnął rękę jakby chciał jej dotknąć. Odruchowo skuliła się i zatrzęsła.
- Mogę? – Popatrzyła na niego zdziwiona. Po raz pierwszy ktoś pytał ją o pozwolenie. – Nie zrobię Ci krzywdy.
Twierdząco kiwnęła głową, spuszczając wzrok. Nie potrafiła uwierzyć w to, co się działo. Czuła bardzo delikatny dotyk palców na skórze. Nie wiedziała, dlaczego mu zaufała. Nie powinna. Ale…
Był inny. Był… Właśnie, kim był? Przypatrywała się jego twarzy, kiedy powoli oglądał jej ciało. Przez chwilę wydawało jej się, że w jego oczach widzi łzy. Szybko odsunęła od siebie tę myśl. Nie mógł płakać. Nie anioł, nie tutaj! Ale przecież był inny… Kim był? Już kilka razy zabierała się, by zadać to pytanie. W końcu zebrała się w sobie na tyle, by ledwo dosłyszalnie zapytać:
- Kim jesteś?
- Aniołem – odpowiedział, najspokojniej i najłagodniej jak mógł. Ani na chwilę nie przerywając starannego oglądania jej ciała.
- Ale… - odsunęła się gwałtownie o kilka kroków. – Ale…
- Jestem aniołem… z siódmego nieba. Tam nie ma wojowników… i nie wyrządza się krzywdy. Mało kto opuszcza to niebo, żeby zejść tutaj. Ale… – spojrzał jej w oczy – ja… Ja chcę Ci pomóc.
Patrzyła na niego błagalnie i z lekkim niedowierzaniem. Pomóc? Jej? Jej nie dało się już pomóc. Nie dało się na ziemi… a tym bardziej tutaj. Ale chciała w to wierzyć, tak bardzo chciała w to wierzyć… Wyciągnęła ręce prze siebie, przypatrując się przez chwilę fioletowym śladom. Po czym opuściła je, nadal wpatrując się w to samo miejsce. Dłuższą chwilę trwało, zanim podniosła wzrok. W jej oczach znów szkliły się łzy. By po chwili wolno spłynąć po policzkach. Pomóc? Jej nie dało się już pomóc. Anioł patrzył ze strachem i bólem w oczach. Choć to wydawało się tak nierealne… tak niemożliwe. Dziewczyna wpatrywała się w podłogę.
- Mnie nie da się już pomóc – wyszeptała i rozpłakała kolejny raz.
Nie miała już siły powstrzymywać myśli, upadła na kolana i zakryła twarz dłońmi. Wszystko bolało jakby na nowo... I tak bardzo się bała. Skrzywdzi ją, na pewno ją skrzywdzi, tak, jak każdy. Wykorzysta i ze śmiechem opuści to miejsce. A ona po raz kolejny pozbawiona nadziei odejdzie w otchłań piekieł. A to była najbardziej przerażająca myśl. Zbyt dobrze wiedziała, co działo się w tym pomieszczeniu. Zbyt dobrze pamiętała… Wielkie łzy kapały na poranione ciało i podarty materiał. Kątem oka widziała, jak anioł klęka tuż obok niej. Skuliła się w sobie. Zbyt bardzo bała się, że zrobi jej jakąś krzywdę. Że to ziarno nadziei, które gdzieś tam ciągle o sobie przypominało zostanie jej brutalnie zabrane.
- Pomogę ci, zabiorę cię do miejsca gdzie wszyscy są szczęśliwi… - ostrożnym ruchem starł łzy z jej policzków. Dotyk był tak delikatny, że aż szczypał skórę – Gdzie nie zna się zła…
- Nie da się. Rozumiesz, nie da się! – szeptała. – Nie wiesz, jak to wszystko wygląda. Nie wiesz jak to boli, kiedy ktoś bardzo silny uderza mnie w twarz. Kiedy jestem poniżana, bita, kopana… Nie wiesz, jak się czuję, kiedy ktoś mnie gwałci kolejny raz. Nie wiesz jak to wszystko boli. Nie wiesz ile w tym strachu… zepsucia, zła… Nie wiesz jak to jest kiedy czekam aż to się skończy. Kiedy tysięczny raz tracę nadzieję… Nie wiesz.
Spuściła głowę. Tak bardzo miała już dosyć. To wszystko kosztowało ją zbyt wiele wysiłku. Całkowicie opadła z sił…
 Nicość. Tak za nią tęskniła… Jednak już po chwili uniosła ciężkie powieki ślepo patrząc przed siebie. Dłuższą chwilę zajęło jej dojście do tego gdzie jest i co tutaj robi. Zaskoczona, szerokimi oczami, spojrzała na twarz chłopaka. Nie skrzywdził jej… Jeszcze jej nie skrzywdził.
- Opowiesz mi..?
Kiwnęła lekko głową i zaczęła snuć długą, pełną bólu opowieść. Opisywała każdego anioła, którego spotkała, ilość krzyw, jakimi się otaczał, siłę, kolor skrzydeł, a nawet oczy. Każdy cios, uderzenie, upadek, każdą sekundę spędzoną w tym pomieszczeniu. Każdą chwilę nadziei i każdy następujący po niej zawód. Opowiadała wszystkie historie, które pamiętała, przerywając je tylko płaczem. Opowiadała o cieknącej krwi, o łzach, które nie interesowały nikogo... o samotności, opuszczeniu, beznadziejności. Mówiła o piekle, o tym, że choć to najgorsze miejsce, za każdym razem do niego wracała… Bo było jedynym, jakie miała.
W końcu zamilkła i przymknęła oczy. Czuła jak łzy same płyną po policzkach, jak anioł ostrożnie ściera je palcami i jak po chwili spływają kolejne.
- Pomogę ci…
- Nie da się – odpowiedziała ze smutnym uśmiechem.
Oboje milczeli dłuższą chwilę. Po czym dziewczyna wstała i znów patrząc na własne stopy powiedziała:
- Chyba już czas…
- Pójdź ze mną. Nie będziesz już się bała. Nie będzie strachu. Nigdy… obiecuję. Tylko proszę, pójdź ze mną…
Popatrzyła na niego, na jego twarz, oczy, na wyciągniętą rękę, Po czym pokręciła przecząco głową, ocierając łzy.
- Przepraszam… - nabrała powietrza i kilka sekund stała w bezruchu. – Przepraszam, ale nie mogę.
Nie śmiała podnieść wzroku, zobaczyć, jak wyraz jego twarzy się zmienia. Przygryzła dolną wargę, czekając aż anioł odejdzie. Jednak ten, odgarnął jej włosy z twarzy, ledwo odczuwalnie dotknął wargami jej czoła i odsunął się.
- Wrócę. Zobaczysz…
Mocniej ścisnęła powieki, powstrzymując kolejne łzy, a kiedy je podniosła zobaczyła jak cała jej nadzieja znika. Już nigdy tutaj nie wróci. Już nigdy nie będzie choć przez sekundę tak bezpieczna…

10 komentarzy:

  1. Ze względu na nawał pracy pozwól, że przeczytam to w bardziej wolnej chwili, gdyż nie chcę pisać komentarza na odczepne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście. Nikt nie każe czytać teraz : )

      Usuń
    2. Tylko mam takie dziwne odczucia, jak nie przeczytam od razu.

      Usuń
    3. Oj tam. Przeczytasz jak będziesz miał czas i tyle : )

      Usuń
    4. Przeczytałem i jestem pod wrażeniem (można by powiedzieć awesome do kwadratu). Dawno już nie czytałem czegoś "innego" od podręczników akademickich i tu jak znalazł miła odmiana.
      Ale on wróci, nie?

      Usuń
    5. Jej... Spodobało się... ": )"

      No właśnie nie wiem czy wróci... Moje nastawienie do tego zmienia się co jakiś czas.

      Usuń
    6. Spodobało nawet.

      Musi wrócić. Do tytułu by nie pasowało...

      Usuń
    7. : )

      Nie wiem... Na razie, jak myślę, to by wrócił.

      Usuń